18 maj 2019

Od Althei C.D Tyler

Każda myśl niosła za sobą nowy, spotęgowany ból. Pamięć była przepełniona gdybaniami, skutkami mojego czynu, a nawet podpowiadała mi marne skończenie w obskurnym więzieniu dla prawdziwych przestępców. Żadna moja namiastka niewinności, jaką w sobie trzymałam, nie była w stanie wyprzeć tego szorstkiego określenia. Morderca. Odebrałam człowiekowi życie, ba, nie miałam prawa tego zrobić, nawet jeśli była to tylko samoobrona. Bolesne wspomnienie tego będzie mnie nękać w pamięci. Oczy tego mężczyzny. Takie puste, nie patrzące w nic. Z wyblakłym, zanikającym kolorem, a brak nasycenia mnie w nich powoli zabijał.
Nie podniosłam wzroku na Tylera, kiedy zadał pytanie. Jedynie skinięcie głową sprawiło, że zamilkł i wyszedł z łazienki, pozostawiając mnie z czystym ręcznikiem oraz ubraniami. Zajęłam się więc powoli sobą, porzucając wstecz wszystkie myśli, jakie po chwili całkiem odebrało mi głośne uderzanie wody o wannę. Brudne, zakrwawione ubrania poleciały w kąt, gdzie pokrył je cień. Powolny strumień wody wymył z zakątków mojego ciała stres, całe spięcie i ten psychiczny brud, którego ślady jednak dalej pozostawały nie do ruszenia. Potem siedziałam jeszcze jakiś czas na jednym miejscu, ociekając wilgocią. Paręnaście kolejnych minut zabrało doprowadzenie się do względnego porządku.


Kiedy wyszłam z łazienki w nowych ubraniach i odrobinę mokrych włosach, w powietrzu rozchodziła się woń jedzenia. Niesiona niedoprecyzowaną myślą o spożyciu czegoś dobrego, zwróciłam się do kuchni, gdzie Tyler stał nad garnkiem, mając w poważaniu resztę świata. Moją obecność zdradziło dopiero posadzenie się na krześle.
- Czujesz się lepiej? — mruknął, patrząc sobie przez ramię.
- Czyściej — odparłam tym samym tonem. — Ale nie psychicznie.
- Przywykniesz do tego uczucia — uprzedził moje pytanie. Jego głos nie brzmiał bardzo oschle, powiedziałabym nawet, że starał się być łagodny. — Pierwszy raz nigdy nie jest łatwy.
Przez moją głowę przemknęła niezbyt optymistyczna myśl.
- A c-co jeśli jednak znajdą ciało? — Nie podnosiłam wzroku. — I-i wyjdzie, że to ja go zabiłam?
- To nie będzie mieć miejsca — odrzekł wystarczająco stanowczo, bym w to uwierzyła. — Jeśli cokolwiek pójdzie nie po mojej myśli, wezmę to na siebie.
- Nie — zaoponowałam z dużym oporem. Nawet taki człowiek jak Tyler nie będzie ponosił za mnie konsekwencji. — Nie mogę pójść na coś takiego.
- Ale ja mogę — mruknął. — Mnie się nic nie stanie. Za kratami nie wyląduję, dlatego nie musisz się o to martwić.
Ostatecznie zamilkłam, nie mając nic więcej do dodania. Obserwowałam tylko, jak mężczyzna przenosi na talerze obiecująco wyglądające jedzenie i podaje mi je pod nos, mamrocząc ciche „smacznego”. Odpowiedziałam mu skinieniem głowy oraz w ciszy zabrałam się za jedzenie. Grzebałam w nim widelcem niczym w drugiej dokładce obiadu babci, kiedy żołądki już są pełne. Mimo że te jedzenie było naprawdę dobre, moje chęci do życia drastycznie zmalały. Nie miałam ani nastroju na rozmowę, ani na posiłek, i to było zbyt wyraźne.
Gdy stwierdziłam, że mój żołądek jest już pełen, udałam się z Tylerem po cichu wzdłuż schodów, wprost do obszernej sypialni z dużym łóżkiem. Ułożyłam się bezgłośnie na swoim boku, wzrok wbijając w pusty kąt. Zanim zdążyła okryć mnie kołdra, poczułam silne, męskie ramiona zagarniające mnie w swój ciepły uścisk. Był miły. Naprawdę miły. Na tyle, że bezrefleksyjnie zwinęłam się w kłębek, przywierając ściśle do jego klatki piersiowej, która działała wręcz na zasadzie pieca. Przytuliłam się do jeszcze do poduszki, odnajdując tym samym idealną pozycję do odbycia łagodnego snu.
Grubo się myliłam.
Nie wiedziałam, która była godzina, kiedy gwałtownie poderwałam się z poduszki, biorąc głęboki, niemal ostateczny oddech. W głowie miałam nadal ten koszmarny sen, który przywodził na myśl wczorajszy feralny dzień.
- Zły sen? — wymamrotał uspokajający głos Tylera.
Dalej. Licz do dziesięciu.
Jeden... 
Dwa...
Cholera.
- W życiu nie zasnę — szepnęłam, zaraz potem obejmując rękoma swoje kolana.
Na te słowa mężczyzna podniósł się z poduszki.
- Wiem, że to trudne, ale musisz spróbować wyrzucić to z głowy. — Nadal był zaspany. Nie mówił tego z takim przekonaniem, z jakim chciałabym to usłyszeć, ale starał się.
- Nie znam na to dobrego sposobu. — Znowu ułożyłam się tuż obok jego głowy, jednak ku mojemu zdziwieniu Tyler zaczął stopniowo wygrzebywać się spod kołdry. Obserwowałam go bez ustanku, kiedy chwycił cygaro, odpalił je i w samych bokserkach wyszedł na balkon na oblicze nagiego księżyca.
Nie mogąc nawet zmrużyć oka, za jakiś czas dołączyłam do niego, jednak na ramiona zarzuciłam cienki szlafrok, bo poruszające się daleko drzewa nie zwiastowały ciepłej, spokojnej atmosfery.
- Trochę za zimno na takie wyjścia — skwitowałam, podpierając się barierki.
- A ty dalej nie śpisz. — Westchnął lekko. — Rozluźnij się jakoś. Ja nie jestem dobry w te słowne gadki. — Brawa za szczerość.
- Więc mam się rozluźnić? Nie sądziłam, że to powiem, ale chyba muszę się z tobą napić.
Mogło to zabrzmieć jak żart, jednak żartem nie było.


Tyler?
Wiem, shit, shit i jeszcze raz shit

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz