6 maj 2019

Od Noelii cd. Trace'a

Weszłam do salonu i zaczęłam włączać wszystkie zabezpieczenia. Jeżeli będą próbowali wyjść - alarm bardzo głośno zawyje. Czekałam delikatnie na to. Miałam ukrytą nadzieję, że jednak któryś z nich spróbuje sięgnąć po ostrze i uciec z piwnicy. Myślałam, że ich nędzne móżdżki nie potrafią zrozumieć zwykłych słów. Zastanawiałam się nad kontynuacją moich cudownych tortur. Spojrzałam na dłoń. Była dość sina od uderzenia Trace'a. Krzyże do oskórowania widniały wciąż w budynku gospodarczym przy domu. Czuję, że mogłabym mieć problemy z przenoszeniem policjantów.

Najpierw trzeba by było znów doprowadzić do ich utraty przytomności. Może młodego wzięłabym na plecy, ale tego wysokiego nie przeniosę tak łatwo. Dodatkowo teraz okolica jest niebezpieczna. Kręci się tu zbyt dużo psów. Nie chcę narazić się na więzienie przez swoje nieprzemyślane wybryki.
Hmm... Piły nie użyję, bo byłoby za dużo hałasu i sprzątania, ,,szczęki'' nie są w najlepszym stanie. Ostatnim ratunkiem było małe BDSM. Trochę kajdanek, batów i innych dziwnych zabawek. Złapałam za te zbawienne przedmioty i zaczęłam powoli kierować się do żelaznych drzwi. Po drodze zabrałam jeszcze mocniejsze łańcuchy na nogi. Otworzyłam wrota. Pierwszy widok, jaki ujrzałam był to konający Morty i Trace, który wydawał się być nieco zdziwiony. Zatrzasnęłam drzwi i wyszczerzyłam zęby patrząc na jego świecące ślepia.
- Co się tak patrzysz? Myślałeś, że to koniec? - zaśmiałam się - Kochanie, ja się dopiero rozkręcam.
Nie zwracając uwagi na reakcję policjanta wyjęłam broń i podniosłam młodego. Przystawiłam mu ją do pleców, kiedy podprowadzałam go do łańcuchów, które na stałe były już przymocowane, a właściwie wmurowane w ścianę. Może pistolet nie był potrzebny. Policjant raczej nie szedł, a jedynie ja ciągnęłam go po ziemi. Zahaczał po drodze swoimi odkrytymi kośćmi u dłoni o beton, jednak najwidoczniej miał za mało siły by krzyczeć z bólu. Zapięłam jego półtorej ręki kajdankami do rurki. Uznałam, że nie będę już go tak męczyć. On i tak zaraz straci przytomność, a wtedy ja go nie uratuję. Sięgnęłam po duże imadło i włożyłam w nie prawą nogę psa. Kręciłam, aż poczułam upór ze strony maszyny. Pociągnęłam jeszcze mocniej i usłyszałam głośne łamanie kości. Krzyk nie był już tak efektowny jak wcześniej. Facet po prostu umierał, a ja nie miałam już wpływu na jego uratowanie. Jedynym sposobem na zaprzestanie jego męce, było wczesne zabicie. Pierwszy, lepszy sztylet z półki wpił się w jego przeponę. Może nie do końca. Miałam zamiar przestraszyć jego wyższego partnera. Trafiłam w miejsce dokładnie między płucami. Wywołał on tylko potężny ból, ale uszkodzenia były znikome. Bynajmniej w pierwszych kilku chwilach. Później wyjęłam szybko ostrze z jego ciała, co wywołało dość duży krwotok.
- Wybacz, ale w moim menu są jeszcze gorsze rzeczy. Dostałeś najmniej bolesne. - wyszeptałam na jego  ucho. Z ust poleciało kilka stróżek krwi.
- Dobra, Tobie już wystarczy. - powiedziałam i od razu odpięłam go od muru. Chłopak padł do moich stóp i stracił przytomność.
- Piękny. - spojrzałam na wysokiego - Wiesz, że ciebie czeka coś gorszego?
Nie odpowiedział. Nie kiwnął głową. Najwyraźniej nie boi się śmierci, która wtedy szła po niego bardzo dużymi krokami. Kucnęłam przy nim i mocno naostrzonym nożem jeździłam po jego krtani. Oczywiście delikatnie. Nie chcę go tak szybko zabić. Niech się chłopczyk pomęczy. Kolanem przygniotłam jego brzuch i zaczęłam rozwiązywać więzy z jego dłoni.
- Czemu taka jesteś? Dlaczego tak bardzo kręci cię zabijanie i dręczenie? Przecież mogłabyś być normalnym człowiekiem. - powiedział nagle. Miałam ochotę jeszcze raz strzelić mu w twarz, ale jego oczka świeciły się tak pięknie. Złapałam za jego rękę i przycisnęłam do swojej klatki piersiowej.
- Czujesz to? To coś, co potocznie nazywamy serce u mnie biło dawniej o wiele radośniej i milej. Dłonie miałam wiecznie ciepłe, a oczy błyszczały tak jak teraz twoje. Rozumiesz? Jestem demonem, który wcielił się w ciało niewinnej kobiety. Która chce być normalna, ale woli roztrzaskiwać czyjeś kości i miażdżyć twarze. - pociągnęłam mocniej za węzeł.
- Przecież mogę ci pomóc. - spojrzał się na mnie anielskim wzrokiem.
- Był już taki jeden, który chciał mi pomóc. - złapałam go za żuchwę - Mówił, że mnie kocha, że jestem piękna i cudowna. Wysyłał listy, kwiaty. A na koniec i tak zostawił mnie dla jakiejś kurwy, która miała większe cycki. Nikt mi już nie pomoże. - wróciłam do rozwiązywania, kiedy mężczyzna złapał mnie za przedramię już uwolnioną dłonią.
Trace?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz