30 maj 2019

Od Katfrin Do Lionella

Moje kroki rozbrzmiewały w rytm piosenki, która dudniła w moich uszach ze słuchawek podłączonych do telefon wsadzonego w tylną kieszeń spodni. Otulała mnie ciemność lasu, przez który wracałam do domu. Wiedziałam, że nie jedna osoba bałaby się wracać tą drogą jednak ja przyzwyczajona byłam już do braku światła. Wolałam funkcjonować w czasie nocy niż dnia. Wtedy jakby miałam więcej energii, a przede wszystkim chęci na robienie niemożliwego i tego co nie zawsze zgodne jest z prawem. Tak, jako pułkownik robiłam nie zawsze to co należy. Jak chyba każdy. Wbiegłam właśnie na drogę, która prowadziła do ostatniego domu w tej okolicy. Czyli mojego. Moja babcia kochała samotność, pewnie po niej to odziedziczyłam. Spojrzałam na niebo, które było już całe w gwiazdach, kochałam ten widok. Uspokajał mnie w jakiś dziwny, a zarazem piękny spokój. Czułam wtedy, że jestem tylko ja i one. Jakby wszystko wokół zniknęło i przestało mieć znaczenie na tym okrutnym świecie. Zatrzymałam się by jeszcze chwilę na nie popatrzeć. Wsłuchałam się jeszcze bardziej w słowa piosenki lecące z słuchawek i zamknęłam oczy widząc nawet pod powiekami te piękne zjawisko. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na drogę, za jakieś pięć minut będę w domu. Ruszyłam więc truchtem rozciągając się by nie robić tego później. Zaoszczędzę w ten sposób swój jakże cenny czas. Podbiegłam właśnie pod furtkę i od razu ją otworzyłam słysząc szczekanie moich psinek.
Podbiegły do mnie i oczywiście przywitały się ze mną powalając mnie na ziemie i liżąc. Tak prawdziwe bestie z nich. Zaśmiałam się i zaczęłam głaskać je po ich słodkich i włochatych pyszczkach. Westchnęłam i podniosłam się z zimnej ziemi i otrzepałam się, wyjęłam słuchawki z uszu i wsadziłam je w kieszeń spodni. Ruszyłam w stronę stajni musiałam ją zamknąć oraz sprawdzić jak tam konie.


~~~~**~~~~

Usłyszałam budzik w telefonie, a chęć rzucenia nim o ścianę wzrastała z każdą sekundą mojego marnego istnienia na tym świecie. Uniosłam jedną powiekę i wyłączyłam ten cholerny dźwięk, który doprowadzał mnie wprost do szału. Westchnęłam i podniosłam się do pozycji siedzącej rozciągając się od razu i ziewając. Przyda mi się kawa, albo dwie. Zamrugałam pospiesznie i wstałam z łóżka dotykając swoimi ciepłymi stopami o zimną jak Antarktyda podłogę. Nagle moje nogi podniosły się do góry i dopiero gdy znalazłam swoje ciepłe kapcie w kształcie lamy. Wsunęłam w nie swoje stopy i wstając ruszyłam w stronę szafy. Wybrałam tam czarną bokserkę oraz tego samego koloru spodenki. Zabrałam jeszcze bieliznę i poszłam do łazienki by wziąć prysznic i ogarnąć się. Weszłam do kabiny i odkręciłam ciepłą wodę od razu nakładając żel lawendowy na swoje ciało. Ciecz szybko zmywała pianę. Stałam tak jeszcze kilka chwil ciesząc się zapachem, który właśnie roznosił się w mojej łazience. Wyszłam spod prysznica i chwyciłam za biały puchaty ręcznik, którym się wytarłam. Następnie położyłam go na grzejnik i chwyciłam za ubrania przygotowane wcześniej zakładając je od razu. Podeszłam do lustra i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, stwierdziłam, że dziś nałożymy nieco więcej korektora na doły pod moimi oczami. Tak w nocy zamiast spać robiłam tarty na dziś. Położyłam się bardzo późno i spałam pewnie koło dwóch godzin. Westchnęłam i nałożyłam większy makijaż niż zwykle wcześniej jednak umyłam zęby i rozczesałam włosy zostawiając je rozpuszczone. Nim wyszłam z łazienki chwyciłam z szafki perfumy oczywiście o zapachu lawendy i rozpyliłam je w okolicach mojej szyi. Odłożyłam naczynko na miejsce i wyszłam z pomieszczenia od razu schodząc po schodach na dół. Moim celem było zrobienie kawy, tak więc od razu skierowałam się do kuchni i tak nalałam wody do czajnika, włączyłam go i chwyciłam po kawę w górnej szafce. Wyjęłam też mój jeden z ulubionych kubków i wsypałam tam dwie czubate łyżeczki kawy rozpuszczalnej. Zalałam ją wrzątkiem i podeszłam do lodówki po mleko by dolać je do napoju. Dodałam słodzik i sięgnęłam po słodką bułkę, którą kupiłam jeszcze wczoraj, miałam zamiar zjeść ją na kolacje. Coś nie wyszło. Wzięłam kubek i wyszłam na taras gdzie już czekał na mnie Veron. Usiadłam na fotelu, a ten spojrzał na mnie swoimi słodkimi oczkami i jak zawsze pozwoliłam mu wskoczyć na "zakazane miejsce" dla psów. Położył swój pyszczek na moich kolanach, a ja odłożyłam kubek z kawą na stoliku i ugryzłam kawałek bułki. Kiedy zjadłam połowę porcji stwierdziłam, że więcej mi nie potrzeba i odłożyłam część na stolik, wzięłam też z niego papierosy, które zawsze tam leżały, w paczce była już zapalniczka więc od razu mogłam zapalić i cieszyć się posmakiem nikotyny w swoich ustach i gardle. Oparłam się o fotel i pogłaskałam pyszczek Verona, który zakrywał całe moje kolana. Ten pies jest ogromny.

~~~~**~~~~

Kiedy wysiadłam do samochodu założyłam od razu okulary przeciwsłoneczne. Moim pierwszym celem była strzelnica. Miałam ochotę na strzelanie. Dużo strzelania. Na łuski, które lecą, w każdą stronę. Na skupienie na celu. Chciałam czuć ciężar broni w moich dłoniach. Oczywiście jako osoba z wojska strzelałam dość często jednak nieraz nachodzi mnie ochota na to. Tak po prostu. Zabrałam swój sprzęt z tyłu samochodu i weszłam do znanego mi już budynku.
- Witam Panią Katfrin - powiedział Kelion zza lady. Szczerzył się do mnie, a ja odwzajemniłam gest.
- Witam Pana Keliona - odpowiedziałam do chłopaka, który miał na karku już jakieś trzydzieści lat. Mimo to był dość przystojny, jego czarne jak smoła włosy otulały jego twarz o zaostrzonych kościach policzkowych i lekkim zaroście. Był bardzo dobrym strzelcem. Oczywiście mówimy tutaj o broni palnej.
- Co tam dziś masz - powiedział i spojrzał na moją torbę z bronią. Uśmiechnęłam się i położyłam ją na ladzie. Nagle do budynku ktoś wszedł. Nie odwracałam się mimo to. Poczułam pewne spojrzenie na swoich plecach jednak to mi nie przeszkodziło. Osoba odwróciła ode mnie wzrok równie szybko jak na mnie spoczął.
- A więc dziś z ilu strzelasz? - zapytał ciekawy, a ja wzruszyłam ramionami. W sumie nie wiem, oczywiście dużo lepiej szło mi z krótszych dystansów, jednak z tych dłuższych też nie było źle jednak przydałoby się je trochę polepszyć.
- Pewnie ze 100 albo 150 metrów, jednak znając mnie postrzelam i z 50 metrów - odpowiedziałam z uśmiechem. Nagle podszedł do nas jakiś chłopak. Zapewne ten sam co niedawno wszedł.
- Ładna broń - powiedział i przyjrzał się jednemu z karabinów. Odwróciłam w jego stronę lekko głowę.
- Ciesze się, że się podoba - odpowiedziałam.

Lionell? Początki zawsze słabe

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz