26 maj 2019

Od Lionella C.D Rachel

Biegnę ile sił w nogach, tylko że są one jakieś inne... Zupełnie jakby nie moje. Biegnę w jakimś konkretnym celu, tego jestem pewien ale nie mam pojęcia gdzie ten cel się znajduje. Nie mam też żadnej kontroli nad tym co dzieje się wokoło mnie. Krzyki, wrzaski i skomlenie cichną. Nie byłem nawet świadom, że je słyszę. Ale wtedy już do mnie dotarło, że stamtąd uciekłem. Sam.
Poderwałem się nagle, uwalniając się na szczęście z tego pojebanego snu. Ciężki oddech, kropelki potu na czole i karku…Znów to samo. Ja pierdole, co za szajs. Ludzki mózg potrafi stworzyć naprawdę ogromne gówno. Nie było mi jednak dane zbyt długie rozmyślanie nad moimi koszmarami nocnymi i nad bezużytecznością ludzkiego umysłu, gdyż w mojej głowie zaczął dudnić pusty, pulsujący ból. Otworzyłem oczy, niemalże natychmiast tego żałując. Światło. Jebane, białe, natarczywe światło zdawało się kpić ze mnie wraz z rozsadzającym mnie bólem. Umarłem. Nie ma innego wytłumaczenia. Musiałem umrzeć. Szkoda tylko, że nie pamiętam jak...Chociaż nie, czuję się jak gówno, więc zapewne dopiero zmierzam w stronę tego oczojebnego światła. Cóż z pewnością ma to swoje plusy.
Mmm...


Po upływie krótkiej chwili, albo może trochę dłuższej niż krótkiej chwili zdecydowałem się na to ryzyko by ponownie podjąć próbę stawienia czoła rzeczywistości. Uniosłem lekko powieki, a ciągle wkurwiająca światłość zdawała się nie być już aż tak wroga. Jakby na to nie patrzeć jest to jakiś drobny postęp. Zebrawszy siły, zmieniłem pozycję na półsiedzącą i rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wtedy niczym grom z jasnego nieba wróciła do mnie myśl, że jednak musiałem umrzeć, bo nie ma kurwa innego wytłumaczenia na to w jaki sposób się tu znalazłem. Otaczało mnie jebane dzieło sztuki albo inny park natury zamknięty w niewielkim pomieszczeniu. No mniej więcej, z taką różnicą że wnętrze nie było takie surowe jak w klasycznym muzeum a bardziej… takie no rustykalne, przytulne. Pomieszczenie było schludne, zadbane ale przede wszystkim zdawało się mówić bardzo dużo o swoim właścicielu.
Dobra, pomieszczenie pomieszczeniem ale jak i dlaczego tutaj jestem? Kto mnie tu sprowadził? W jakim celu? Czy posiadam w ogóle jeszcze dwie nerki??? To pytania, na które przede wszystkim i w pierwszej kolejności przydałoby się poznać odpowiedzi. Opuściłem nogi, które zamiast zetknąć się z chłodną podłogą, wylądowały na czymś miękkim i przyjemnym w dotyku. Był to koc, którym prawdopodobnie zostałem przykryty. Lekko zdumiony gościnnością tej nieznajomej istoty podniosłem wzrok na znajdujący się nieopodal stolik do kawy. Stały tam dwie butelki wody i dwa kubki a tuż obok nich miska. Duża miska. Z całą pewnością przyszykowana na mój bełt w wielkim stylu. Teraz byłem już tylko ogromnie zszokowany. Dlaczego ktoś miałby chcieć mnie tak ugościć, zważywszy na fakt jak zalany byłem? Osoba, która się mną zaopiekowała ,jest szalona albo nieodpowiedzialna lub, co gorsza posiada obie te cechy. No nic, pierw doprowadzę się odrobinę do stanu używalności, a następnie poszukam właściciela tego dobytku. Odkręciłem butelkę wody i wlałem ja do kubka z cytryną. Bardzo orzeźwiające, choć sposób podania dość nietypowy. Kimże jesteś dziwaku?
Zadowolony, że mój żołądek przyjął podarowaną mu wodę, wstałem i skierowałem swoje kroki w kierunku lodówki. Nie żeby szukać czegoś do jedzenia, ale raczej z ogromną nadzieją, że zastanę tam jakiegoś browara. Klin to najlepsza z możliwych rzeczy. No bo najlepszy sposób na kaca jest taki by do niego nie doprowadzić. Proste. Ku mojemu ogromnemu rozczarowaniu lodówka poza hektolitrami wody i jakimiś szczątkami jedzenia nie miała w sobie nektaru rozkoszy. Naburmuszony trzasnąłem drzwiczkami i podszedłem do zlewu, ochlapałem sobie ryj lodowatą wodą, po czym wytarłem go w koszulkę.
- Witam w śród żywych.- niemalże podskoczyłem, słysząc za swoimi plecami przyjemny dla ucha, kobiecy głos. Ostrożnie się odwróciłem z wciąż podwiniętym t-shirtem. Moim oczom ukazała się niska, zdecydowanie za chuda i młoda dziewczyna. Nie wyglądała na zaspaną ale nie miała też makijażu, więc w sumie nie wiem jak długo mogła mnie obserwować. – Ależ jesteś rozmowny.
- Co ja tu robie? – mruknąłem, opuszczając odzienie i krzyżując ramiona na piersi jak rozkapryszony gówniarz, któremu matka odmówiła nowej zabawki. – Jesteś jakaś nienormalna. I po chuj Ci tyle wody w lodówce?
- Hmmm… dziękuję w zupełności by wystarczyło. - westchnęła i wzruszając ramionami, dodała. - Jakoś specjalnie mnie nie dziwi, że nic nie pamiętasz.
Aż się zagotowałem. Za kogo ta szmaciura się uważa żeby prawić takie uwagi. Zacisnąłem dłonie w pięści i zacisnąłem szczękę. Tylko nie wybuchnij i nic nie zniszcz. Nie stać cię na to ćmoku.
-Nie twój zajebany interes.
- Jesteś w moim domu, więc jakby nie patrzeć jest to mój interes.
Meh, trafiła kosa na kamień…
-A więc? Zamierzasz, chociaż się przedstawić? - kontynuowała.
- Niezupełnie.
W jednej sekundzie odwróciła się na pięcie i wyszła do salonu, a ja czułem się co najmniej nieswojo. Wasza wysokość na całe szczęście nie kazała na siebie długo czekać, wróciła z moją kurtką przewieszoną na przedramieniu, a w dłoni trzymała jakąś kartę.
-Lionell Patterson. - odczytała jednak nie z karty, a z mojego dowodu.
- Z jakiej racji grzebiesz mi w rzeczach? - warknąłem.
-Ano z takiej, że jak wchodziłeś a uszczególniając, jak byłeś wprowadzany, to upuściłeś portfel.
Posłałem jej gniewne spojrzenie. Wcale, ale to wcale jej to nie usprawiedliwia. Bohaterka. Też mi coś. Nie potrzebowałem niczyjej pomocy. Może odrobinę… Tamten szajs, który wypiłem był tragiczny. Bleh. Na samo wspomnienie aż mnie trzęsie. No i zatrzęsło, ale odrobinę mocniej niż się spodziewałem. Wzdrygnęło mną i mój los został przesądzony. Posłałem dziewczynie spanikowane spojrzenie, a ona nawet bez sekundy zastanowienia wskazała mi kierunek do łazienki. Wpadłem tam niczym burza i rozpocząłem namiętny pocałunek z muszlą klozetową, pozbywając się z żołądka wszystkiego, łącznie z tą szklanką wody, którą wypiłem. Kurwa, to wszystko dlatego, że za wcześnie się uradowałem i zapeszyłem. Jebana woda.
Kiedy opanowałem już targające mną torsje, oparłem się plecami o ścianę małej łazienki i spojrzałem w kierunku drzwi. Tak jak myślałem, stała w nich bacznie mierząc mnie wzrokiem. Jestem pewien, iż w duchu gratulowała sobie pomysłu z miską, przecież mogłem zwymiotować w każdym momencie, a nie w chwili, w której mogła wskazać mi drogę do kibelka. Przetarłem twarz dłońmi i ciężko westchnąłem.
-No dobra, skoro już ustaliłaś moją tożsamość, to może zdradzisz mi swoją? Kim jesteś? Co robisz? I u licha ile masz lat?

<Rachel? >

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz