15 gru 2018

Od Rafaela cd. Sanae

Dzisiejsza noc była bardzo męcząca. Zero snu, zero kawy, a to wszystko przez jednego dzieciaka, który ze swojego żołądka postanowił wyczarować worek na pineski. Chłopak miał szczęście, że karetka zdążyła przyjechać na czas i dostarczyć go nam na stół, bo inaczej byłoby z nim bardzo krucho. Młodzieniec nazywał się Artur Selver i pochodził ze szpitala Trevora Eldberga, gdzie oprócz okropnego personelu, trzymano także największych wariatów wymagających leczenia psychiatrycznego. Miałem już kontakt z kilkoma niedoszłymi samobójcami, anorektykami, osobami posiadającymi rozdwojenie jaźni, ale jeszcze nigdy nie wyciągałem niczego w takich ilościach z ludzkiego żołądka. Wiedząc, że jakoś będę musiał nawiązać kontakt z tym nastolatkiem, zacząłem układać sobie w głowie delikatne zarysy planów, które znacznie ułatwiłyby mi nawiązanie z nim jakiejś krótkiej rozmowy. Nim się obejrzałem, na zegarze ściennym wybiła godzina siódma rano. Nie mając zamiaru gnić tutaj na nadgodzinach, poszedłem zrzucić z siebie biały fartuch oraz przekazać wszystkie najważniejsze rzeczy na przeznaczonej do tego odprawie. Najwięcej paplaniny było oczywiście o naszej, głównej gwieździe nocy, lecz jakoś nie odkrywałem w sobie fragmentów, zmuszających mnie do oczerniania tego dziecka. Wręczając swojemu zmiennikowi odpowiednie papierki, odszedłem w ciszy w stronę kawiarenki, gdzie dzisiaj serwowano przepyszny jabłecznik. Posyłając łagodny uśmiech jednej z ekspedientek tego lokalu, poprosiłem o ciut większy kawałek niż zwykle, co chwała Bogu zostało przez nią wysłuchane. Nie zapomniałem również o mocnej kawie, która była nieodłącznym elementem grasującym w moim życiu. Nie mając za bardzo wyboru gdzie usiąść, postanowiłem skierować się do stolika znajdującego się w północno-wschodniej części budynku. Co prawda, siedziała przy nim już jakaś różowowłosa istota, ale jej obecność z pewnością jakoś bardzo strasznie mi nie przeszkadzała. Po spokojnym przywitaniu się oraz przedstawieniu swoich postaci, zasiadłem na drewnianym krześle, a następnie upiłem sporą ilość gorącej cieczy.
- Nie kojarzę cię... Jesteś tutaj nowa? - zapytałem ze spokojem, nie przejmując się tym, iż Sanae unika mojego wzroku. Między nami zapanowała chwilowa cisza. Kobieta nie wydawała się być chętna na  rozpoczynanie w taki sposób tej rozmowy, dlatego nie zamierzałem na nią dłużej naciskać. Biorąc porządny gryz swojego placka, zacząłem myśleć nad tym jak zachowują się w domu moje dwa psy. Dzięki przeciągającemu się dyżurowi nie miałem okazji zobaczyć ich przez bite dwadzieścia pięć godzin, co nieco mnie dobiło. Co prawda moja sąsiadka zaglądała do nich pewnie co jakiś czas, ale i tak świadomość, że mogło coś im się tutaj stać strasznie mnie przytłaczała.
- Nie jestem stąd... - odezwała się w końcu, przerywając trwającą między nami ciszę - Wiesz gdzie znajdę jakiegoś lekarza, który ma aktualnie trochę czasu wolnego? - dorzuciła z małym zawahaniem, na co chwilowo zmarszczyłem brwi.
- Siedzi właśnie przed tobą, a o co chodzi? - odpowiedziałem jej pytaniem na pytanie, nie mając pojęcia czego mogę się po niej spodziewać. Była matką albo rodziną, któregoś z pacjentów? Jeśli tak to dlaczego nie zgłosiła się do recepcji prosząc o jakiekolwiek informacje. A może to tajniaczka sprawdzająca czy w naszym szpitalu nie ma korupcji i podobnych temu rzeczy? W sumie tacy zwykle się nie ujawniają, lecz zawsze mogły istnieć jakieś wyjątki.
- Wczoraj w nocy przywieziono tutaj takiego jednego chłopaka. Jest ze szpitala Trevora Eldberga i chciałam go odwiedzić - wyjaśniła, kładąc brudną łyżeczkę na białym talerzyku, który za jakiś czas pójdzie do porządnego czyszczenia. Splatając swoje ręce w jedność, zacząłem się bawić w wgniatanie jednego z kciuków do środka plecionki.
- Jesteś kimś z bliskich? - zmierzyłem ją od stóp do głowy swoim niezbyt przychylnym wzrokiem. Nie mogłem zdradzać informacji o  Selverze byle komu, a tym bardziej pierwszej lepszej kobiecie jaka stanie na mojej drodze.
- Nie jestem co prawda jego rodziną, ale lekarką już tak... Proszę cię... Powiedz chociaż jak on się czuje albo zaprowadź mnie do tego co go operował, sama się z nim jakoś dogadam - mówiła błagalnie, dzięki czemu doprowadziłem się do przygryzania dolnej wargi. Każdy może sobie wmawiać, że jest lekarzem, a tak na prawdę będzie tylko udawał - pomyślałem, zastanawiając się również nad tym jak mogę ją przetestować. Skoro znała nastolatka to pewnie wiedziała wszystko o jego wyglądzie, zachowaniach, czy też codziennych rytuałach jakie odbywał za dnia, czy nawet i w nocy.
- Skoro jesteś jego lekarką to zapewne wiesz o jego zaburzeniach psychicznych. Wymień na co on choruje - byłem bardzo spokojny i pewny swoich przekonań, co bądź, co bądź nie wpłynęło nawet w najmniejszym stopniu na drobną kobietę, siedzącą na przeciwko mnie.
- Jest schizofrenikiem w częściowej remisji. Coś jeszcze? - przekrzywiła swoją głowę w stronę zachodu, dzięki czemu rozwiała całkowicie moje powątpiewania. Nie mając się już o co jej czepiać, rozłożyłem swoje ręce w bezradnym geście, a następnie wciągnąłem ze świstem letnie powietrze.
- Nie, tyle mi wystarczy - stwierdziłem otwarcie, dokańczając swój wyziębiający się napój - Ja go operowałem i wyznam, że operacja przeszła pomyślnie. Miał tego dość sporo w żołądku, ale zdążyliśmy na czas się nim zająć. Poleży pewnie tutaj z tydzień, a potem go do was odeślemy - mówiąc to, wstałem ze swojego stołka z zamiarem odniesienia brudnych naczyń na zmywak, lecz ta nie chcąc stracić ze mną kontaktu, złapała mnie za kościsty nadgarstek, chcąc tym samym powstrzymać moją postać przed błyskawicznym odejściem.
- Zaprowadź mnie do niego - zażądała pochylając swoją głowę, jakbym miał zaraz wymierzyć jej karę ścięcia - Proszę... - dodała ciszej, puszczając moje ciało, co pozwoliło jej wrócić tyłkiem na drewniane krzesło. Wykrzywiając na to wszystko swoje usta, ponownie wróciliśmy do głuchej ciszy, nie chcąc zwracać na siebie większej uwagi, zasiadłem na nowo naprzeciwko różowowłosej, zaczynając stawiać przed sobą wszystkie plusy i minusy jakie może przynieść jej wizyta. Młodziak zapewne jeszcze spał, ale jej osoba z pewnością wzbudzi zainteresowanie innych osób tamtego oddziału. Obowiązywały mnie pewne procedury, dlatego moja niepewność bardzo wzrosła, lecz niestety przez swoje dość miękkie serce delikatnie jej uległem. Zresztą, w końcu byłe lekarzem więc raczej nie miała co mu przemycić i jak mu zrobić krzywdę, prawda?
- Ale masz być cicho i jak najbardziej tylko potrafisz, nie zwracaj na siebie uwagi innych pacjentów. Nie chcemy tutaj żadnego zamieszanie jasne? Wchodzi tylko do Artura, patrzysz czy wszystko z nim okej i wychodzimy. Nie chcę by jego rodzice się do mnie przyczepili - przewróciłem swoimi oczami, podnosząc się na nowo do pozycji stojącej - No to chodź Sanae. Komu w drogę temu czas - uśmiechnąłem się minimalnie, kierując się do okienka zmywaka, gdzie zostawiłem swoją tackę.

Sanae? ^^

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz