29 gru 2018

Od Thomasa cd. Oliego

Delikatnie się uśmiechnąłem. Chciałem tylko się legalnie napić, wejść w taki stan, z którego ciężko się myśli i wykonuje czynności, a wyszedłem na samobójcę. Rozejrzałem się po mieszkaniu; rzeczywiście, gdy sprzątnęło się wszystko, co było na widoku, pokój wyglądał jak nie użyty.
- Chyba każdy ma takie chwile, że myśli o śmierci – stwierdziłem i w tej chwili zadałem sobie bardzo ważne pytanie: dlaczego go sobie nie odebrałem? W końcu zasługuje na śmierć, skoro nie mogłem obronić rodziny, to kim jestem? Śmieciem, którzy należy zgnieść i wyrzucić do kosza. Ponownie rozejrzałem się po mieszkaniu, a może zamiast pić… Nie. Nie mogłem się zabić ze względu na swojego starego ojca, któremu i tak odeszła żona, a on nie wydawał się bliski końca oraz ze względu na swoich przyjaciół i psychologa, którzy jednak ciągle marnowali czas wspierając moją żałosną osobę. Nie zrobię im tego, nie chce, by ich starania poszły na marne.
- Masz rację. Zgaduje, że oboje czasem mamy takie chwile – lekko skinąłem głową i wypiłem łyk wina. Nagle usłyszałem ciche miauczenie. Spojrzałem na dół, moja ukochana kotka także chciała spróbować wina, ale ja tylko pokręciłem głową. Ponownie zamiauczała i poszła do Oliego. - Masz kota – zauważył. - Jak się nazywa? - zapytał. Kotka usiadła przed nim i lekko przechyliła główkę w bok.
- Mika – odpowiedziałem, a na swoje imię zwierzątko na moment odwróciło w moją stronę główkę. - Chce wina, nie dawaj jej – zabroniłem. Kotka słysząc mnie znowu zamiauczała i niezadowolona wskoczyła na łóżko. Zrobiła trzy kółka wokół własnej osi i położyła się na poduszce.
- Wiesz co, większość samobójców miało koty – stwierdził po chwili chłopak, a ja na niego spojrzałem spode łba.
- Wiec może przywiążesz mi gdzieś linę? - zaproponowałem wiedząc, że nawet gdyby się zgodził, nie miałby gdzie to zrobić. Żyrandol oczywiście by nie wytrzymał, a nie miałem tu żadnych belek czy wystających desek.
- Przecież się nie nabijam – mruknął rozdrażniony.
- Wiem – powiedziałem bardziej sam do siebie i wbiłem wzrok w stół. Nie wiedziałem co robić, chciałem zacząć pić. Wziąć butelkę wódki, odkręcić ją i wylać sobie cała zawartość do gardła, a potem paść na ziemie, zalać się łzami i poczekać, aż będę zdolny do powstania i wypicia kolejnej butelki.
- Tak naprawdę, to po co przyszedłeś? - zapytałem znowu.
- Nie chciałem być sam – stwierdził po chwili ciszy. Oboje milczeliśmy. A ja chciałem, pomyślałem, jednak tego nie powiedziałem.
- Nie masz innych znajomych? Ja w tym czasie nie jestem najlepszą partią.
- Pamiętasz od jak dawna jestem w tym mieście? - zaśmiał się. - Jedyni ludzie, jakich znam, to ty, a potem tamten facet z przed dni, ale on nie zostawił mi swojego adresu - dodał. Pokiwałem powoli głową i dolałem sobie wina, które szybko wypiłem. - Ej, kupiłem je spółkę - zauważył, na co machnąłem dłonią.
- Spokojnie, mam cały magazyn - odpowiedziałem i nic zdążył coś powiedzieć, kontynuowałem. - A gdyby ci go zostawił, do kogo być poszedł? Do tego, który rozerwał się du*ę, że miał trudy z chodzeniem, czy do tego, którego uderzyłeś, a on ci przyłożył szkło do szyi? - miałem zamiar się uśmiechnąć, miał to być żart, ale gdy usłyszałem ostatnie słowa, schowałem twarz, by nie zobaczył pojedynczych łez.

<Oli?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz