23 gru 2018

Od Thomasa cd. Oliego

Dwa dni temu wziąłem wolne. Chciałem odpocząć i na spokojnie przeżyć przyszły tydzień, w towarzystwie alkoholu w różnych postaciach; piwo, wódka, drink, wino, cokolwiek. Wpierw jednak musiałem zrobić zwyczajne zakupy spożywcze i mieć nadzieję, że wystarczą mi one do następnego tygodnia. Pożyczyłem od Harry'ego samochód, bym mógł zapakować więcej rzeczy. Z samego rana wyjechałem do najbliższego marketu, w którym obkupiłem się w jakieś mięso, pieczywo, konserwy i wiele więcej. Zapakowałem to wszystko do bagażnika. Gdy usiadłem przed kierownicą, chwilę poświeciłem, by przypomnieć sobie, po co mi tyle jedzenia. Wkrótce była  dwunasta rocznica śmierci mojej siostry i w tym okresie zazwyczaj upijałem się do nieprzytomnego, obżerałem się do syta, spałem i znowu piłem - i tak przez parę dni przed i po rocznicy. Wcześniej kumple chcieli w tym czasie być ze mną, bym przypadkiem nie zrobił niczego głupiego, ale głupie rzeczy robiłem, gdy byli ze mną. Pod wpływem emocji wszystkich obrażałem do tego stopnia, że Vincent był bliski płaczu, a Harry i Peter mnie trzymali, gdy chciałem uderzyć Andrew'a. Od tamtej pory zostawiają mnie samego i jestem im za to bardzo wdzięczny.
W końcu odpaliłem auto. Wyjechałem z miejsca, obserwując, by przypadkiem nikogo nie potrącić (chociaż bardziej przejmowałem się nie swoim samochodem, niż jakąkolwiek żywą istotą), gdy nagle prawie pod koła wpadł jakiś młody chłopak z torbą zakupów. Pojawił się znikąd. Zatrzymałem samochód, on biegł dalej, jakby nic nie zauważył. Wyglądał, jakby uciekał, a gdy zniknął za budynkiem, zobaczyłem ochroniarzy wybiegających ze sklepu. Machnąłem na to ręką i wyjechałem z parkingu. Moim ostatnim miejscem docelowym był sklep z alkoholami. Zaparkowałem po drugiej stronie ulicy, widząc, że miejsca przy sklepie nie było. Przebiegłem przez ulicę i wszedłem do budynku. Kolejka była mała, chwyciłem koszyk i raz dwa napakowałem do niego z dziesięć butelek. Po zapłaceniu skierowałem się do wyjścia, a kątem oka zauważyłem młodego człowieka, który przypominał tego, którego prawie przejechałem. Przez chwilę chciałem do niego podejść i przyjrzeć mu się, ale ponieważ był to głupi pomysł, wyszedłem na dwór. Zatrzymałem się przed drzwiami, gdy poczułem wibracje w telefonie. Wyciągnąłem go z kieszeni i odtworzyłem wiadomość od Andrew'a. Nim jednak zdążyłem ją przeczytać, drzwi do sklepu się otworzyły, a w moje plecy uderzył jakiś człowiek. Telefon wypadł mi z ręki, a z tyłu usłyszałem brzęk szkła. Z początku się przeraziłem, że telefon się pobił, ale nie wydałby takiego głosu. Podniosłem go i odwróciłem się. Przede mną stał ten sam chłopak, mając przed swoimi stopami rozbitą butelkę z winem. Czerwona ciecz zaczęła farbować biały śnieg, a chłopak uniósł na mnie oczy. Schowałem telefon do kieszeni, by przypadkiem nie zechciał się zemścić i nie wyrwał mi urządzenia, wyrzucając go gdzieś na ulicę.

<Oli? Nareszcie>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz