26 gru 2018

Od Aarona CD. Odette

              Słowa dziewczyny można śmiało przyrównać do lecącego w moją stronę sztyletu, od którego nie można się w żaden sposób uchronić. 
Musiałem stać przed nią, patrzeć na jej łzy i wysłuchiwać tego, że mnie okradała. 
Robiła to, bezczelnie wykorzystując moją naiwność, a ja bez zastanowienia dałem jej pracę, chcąc, aby ciągle była przy mnie. 
Kiedy pojąłem i uświadomiłem sobie, że to nie jest sen, a jej słowa są wiarygodne, poczułem ostry ból. Nie mam pojęcia, czy psychiczny, czy może nawet fizyczny. Moja twarz wykręciła się w grymasie cierpienia, a oczy zabłyszczały niekontrolowaną wściekłością, której moc z każdą chwilą ulegała spotęgowaniu. 
Momentalnie wziąłem zamach i z wielką siłą cisnąłem papierami o podłogę, marszcząc przy tym złowrogo brwi. 
Przez kolejne kilka chwil nie działo się nic. 
Zupełnie nic. 
Staliśmy naprzeciwko siebie, a furia powoli ustępowała miejsca ogromnemu rozczarowaniu i poczuciu zdrady. 
Niszczysz mnie, Odette.
Moje ociekające smutkiem spojrzenie mimowolnie skierowało się na czerwone od płaczu oczy dziewczyny. 
Oczy, w których codziennie odnajdywałem nowe pokłady radości. 
Teraz – przepełnione niewyobrażalnym żalem i autentyczną skruchą. 
Uporczywie milczałem, jednak po chwili wykonałem krok w jej kierunku i położyłem dłoń na jej policzku, na co lekko się wzdrygnęła. 
Czyżby myślała, że ją uderzę? 
Odette, nie jestem potworem. 
Tlące się gdzieś w sercu resztki gniewu dawały o sobie znać, jednak przez cały czas były dominowane przez przygnębienie, które utrzymywało moje choleryczne emocje w ryzach. 
Dziewczyna uniosła na mnie swój wzrok, a po jej policzku popłynęła łza, którą prędko otarłem swoim kciukiem, jednak po chwili odsunąłem dłoń i wydałem z siebie ciche westchnienie. 
Widząc, jak studentka dygocze z zimna, zdjąłem swój płaszcz i narzuciłem go na nią, a po niedługim momencie chwyciłem swoją teczkę i czym prędzej wszedłem do windy, nie bacząc na to, iż zostawiłem na korytarzu stertę porozrzucanych papierów. 
*
                  Taksówka zawiozła mnie we wskazane miejsce. Cel dzisiejszego wieczoru? 
Różowe światła, roznoszący się zapach taniego alkoholu, głośna muzyka, siwy dym spowijający parkiet i tłum ludzi, którzy chcą się zabawić przy akompaniamencie głośnej muzyki. 
Stara, zniszczona speluna nieopodal akademiku Odette.
Zaglądają do niej jedynie desperaci, którym nie przeszkadza zdarta farba, pękające ściany, czy trzeszczący parkiet, który ma więcej lat niż ja i mój ojciec razem wzięci. 
Co mnie podkusiło, żeby tu przychodzić? 
Omiotłem zdegustowanym spojrzeniem wszystkich wokół, po czym zająłem miejsce przy barze, aby zamówić jakiś alkohol nieznanego mi pochodzenia. 
Kelner zmrużył oczy i z zaciekawieniem przyglądał się mojej osobie, jakbym był co najmniej eksponatem w jakimś muzeum, po czym obrzucił mnie szerokim, niezbyt autentycznym uśmiechem. 
― Dobry wieczór. Co podać? 
― Macie brandy? 
― Oczywiście. 
― W takim razie poproszę z lodem. 
― Już się robi. 
              Z impetem uderzyłem o blat pustym kieliszkiem, głośno rechocząc, bez żadnego konkretnego powodu. 
Moja mała brandy. 
Zamówiłem jeszcze kilka dolewek, po czym wypijałem je haustem, zacierając entuzjastycznie dłonie. 
Rozsiadłem się wygodniej na krześle, a mój wzrok zatrzymał się na długich, smukłych nogach, które zatrzymały się bardzo blisko mnie. 
Uniosłem spojrzenie, a moim oczom ukazała się smukła brunetka o śniadej, latynoskiej cerze, która usiadła tuż obok, zarzucając do tyłu długie, falowane włosy. 
Cholera. 
― Ja chyba pana skądś znam. ― nachyliła się nieco w moim kierunku, a na jej twarzy wymalowało się swoiste zamyślenie. ―Aaron Brown? ― dodała po chwili, krzyżując nogi i omiatając mnie pełnym zainteresowania spojrzeniem. 
― We własnej osobie. 
― Jestem Sarah. Nie sądziłam, że stołuje się pan w takich miejscach. ― zaplotła dłonie na kolanie, bacznie mnie obserwując. 
― Bądźmy na ty. A co do stołowania… ― momentalnie wybuchnąłem głośnym, chrypliwym chichotem. ― jestem tu pierwszy i najprawdopodobniej ostatni raz. ― poprawiłem krawat i uniosłem kąciki ust w szelmowskim uśmiechu, aby nieco rozluźnić atmosferę. 
― Można się do tego miejsca przyzwyczaić. ― wstała, po czym pociągnęła mnie za ramię. ― Zapraszam cię na parkiet, Aaron. 
Jej perfumy przedzierały się przez wszędobylski zapach taniego alkoholu i roztaczały wokół cudowną, kwiatową woń. 
― Już wstaję, kruszyno. ― wyszczerzyłem zęby i przecisnąłem się przez tłum, aby wreszcie zająć miejsce na parkiecie i móc zatańczyć z nowo poznaną pięknością, która z każdą chwilą nabierała coraz większej pewności siebie. 
                Brunetka chwyciła mnie za krawat i przyciągnęła do siebie tak blisko, że dzieliły nas jedynie niebezpieczne centymetry, a ja w ramach odpowiedzi ułożyłem dłonie na jej biodrach, a może trochę niżej? Któż zwracałby na to uwagę. 
Tańczyliśmy powoli, łagodnie kołysząc się w rytm spokojnej ballady do momentu, w którym kobieta ujęła moją twarz i zaczęła składać na niej swoje krwistoczerwone pocałunki. 
Zapewne odwzajemniłbym ten gest, jednak poczułem czyjąś dłoń w kieszeni od spodni i momentalnie odwróciłem się do tyłu, spostrzegając tym samym jakiegoś mężczyznę, który usilnie próbował wyciągnąć mój portfel. 
Z furią chwyciłem jego dłoń, a po chwili rozpocząłem szarpaninę, która zakończyła się tym, iż razem ze złodziejaszkiem zostałem wyrzucony z klubu. 
               Ze wściekłością rzuciłem się na nieznajomego, wziąłem zamach i z pełnym impetem uderzyłem go w nos, powalając na ziemię. 
― Odechce ci się kradzieży. ― zaśmiałem się bezlitośnie, kopnąłem mężczyznę, mierząc go triumfalnym spojrzeniem, a jakby tego było mało, splunąłem tuż obok, po raz kolejny ukazując swoją wybujałą samoocenę. 
Dopiero teraz zrozumiałem, że ten człowiek musiał współpracować z latynoską pięknością, a myśl, że jej zadaniem było jedynie odciągnięcie mojej uwagi, sprawiała, że wpadałem w jeszcze większą złość, nad którą było mi coraz trudniej zapanować. 
                     Przeciwnik wstał i zamiast poddać się, zachowując resztki honoru, rozpoczął bezmyślną szarpaninę. 
― Aaron?! ― z amoku bijatyki wyrwał mnie zdecydowany, kobiecy głos. 
Odwróciłem głowę w kierunku źródła dźwięku, jednak napastnik wykorzystał chwilę nieuwagi i uderzył mnie w twarz, sprawiając, iż bezwładnie upadłem do tyłu, po czym przetarł krwawiący nos i uciekł. 
Aaron Brown. 
Z podbitym okiem i śladami czerwonej szminki na twarzy. 
― Odette, co ty tu robisz? 
Odette?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz