29 gru 2018

Od Billy'ego Joe cd Altheii


                Kiedy Althea zadzwoniła, byłem akurat niedaleko baru. Kiedy stanąłem pod drzwiami, miałem ochotę się wycofać i wrócić do mieszkania. Lucia siedziała tam sama. Nie licząc moich ochroniarzy. Po chwili jednak zobaczyłem Al. za barem i uśmiechnąłem się. Wszedłem powoli do lokalu, od razu w oczy rzuciły mi się skąpo ubrane dziewczyny. Wywróciłem oczami. Zobaczyłem Harry’ego jak zaczyna rozmawiać z Altheą.
                - Jezu, Harry. Ale wali tu testosteronem – Zaśmiałem się, a mężczyzna podskoczył. Althea spojrzała na mnie uśmiechnięta. – Co tu się stało, chłopie?
                - Billy! Przyjacielu! Nie powiesz, że nie podobają ci się dziewczyny. Niezłe rakiety – Mężczyzna podszedł i objął mnie ramieniem, co wyglądało komicznie, bo mimo wszystko był niższy ode mnie. – No, gwiazdko, która ci się podoba?
                - Żadna. Nie przyszedłem oglądać tu dziwek Harry – Mężczyzna skrzywił się i miał coś powiedzieć, ale mu przerwałem – No weź stary, ile ty im zapłacisz. Zaraz po występnie przynajmniej jedna z nich wskoczy do łóżka jakiemuś najebanemu facetowi.
                Harry tylko burknął coś pod nosem, a ja usiadłem przy barze. Althea przyglądała mi się badawczo, a ja uśmiechnąłem się szeroko. Nagle usłyszałem krzyki. Odwróciłem się w tym samym momencie, co Althea powędrowała wzorkiem na tańczące dziewczyny.
                - Nie wiem co oni w tym widzą. – Althea postawiła przede mną drinka, a sama oparła się łokciami o bar.
                - Mówisz tak tylko dlatego, że dając koncerty widzisz prawie nagie dziewczyny gdzie się tylko nie pokażesz. No przyznaj się, ile z nich chciało ci się władować do łóżka? – Dziewczyna miała dobry humor, co mnie ucieszyło bo rano nie byłem dla niej zbyt miły.
                - Nie wiem, z pięć, może dziesięć – Zaśmiałem się, upijając łyk drinka. Althea tylko pokiwała głową – Z żadnej okazji nie skorzystałem. Przynajmniej ja tego nie pamiętam, kto wie, nie raz chlałem z chłopakami po koncertach.
                - Jesteś obrzydliwy Moliere – Dziewczyna wyprostowała się – Zaraz przyjdę.
                Skinąłem głową. Kiedy Althea znikła za zapleczem, wyszła stamtąd znana  mi dziewczyna. Zaskoczony wpatrywałem się w nią. Sandy? Stała przy jednej z kolumn, kiedy do niej podszedłem. Rozmawiała z córką.
                - Wiem kochanie, już wracam. I pamiętaj co mówimy wujkowi Billy’emu, tak?
                - Że byłyście u lekarza? – Zapytałem, a Sandy podskoczyła wypuszczając telefon z ręki. – No co jest? Przecież, tak wygląda przychodnia nie?
                - Billy? Co t-ty tu… - Wyglądała na przerażoną. Ja natomiast, byłem świadomy, że na mojej twarzy nie malują się żadne uczucia. Prychnąłem śmiechem, patrząc na Althęę.  – To ta dziewczyna! Co była u ciebie w mieszkaniu i…. to twoja dziewczyna?
                - Nie, to nie moja dziewczyna. Przyjaciółka. Z resztą, muszę iść – Odwróciłem się, ludzie się na nas gapili. Podszedłem do baru, zostawiłem szklankę po drinku, zapłaciłem, uśmiechnąłem się do Altheii i wyszedłem z baru. Tej nocy, nie wróciłem do domu.
***
                Sobota. Przez całą noc błąkałem się po ulicach, spotkałem nawet dziewczyny z mojego fan clubu, ale nie byłem w nastroju do zdjęć. Około ósmej rano, wróciłem do domu. Nie muszę wspominać, że byłem delikatnie pijany. W mieszkaniu spotkałem Althęę, stojącą przy blacie w kuchni. Rozmawiała z kimś.
                - Ale jesteś pewny, że nie wrócił do baru? Lissa miała zmianę, może ona… - Przerwała na chwilę, nawet mnie nie zauważając – No dobra, odzywaj się jakby co i… - westchnąłem a dziewczyna poskoczyła i odwróciła się w moim kierunku. Ja sam zmierzyłem do kuchni – Wiesz co, nie trzeba już. Wrócił właśnie.
                Delikatnie zataczając się, i potykając o własne nogi otworzyłem szafkę z  lekami. Wyjąłem garść i natychmiast wrzuciłem sobie w gardło, popijając wodą. Althea patrzyła na to z przerażeniem.   
                - Jak się s-spało – Zakaszłem, aby pozbyć się chrypy. Dziewczyna tylko się uśmiechnęła z politowaniem. – Coś się stało?
                - Gdzie ty byłeś Billy, martwiłam się. Myślałam że… - Nie dokończyła, a tylko spłonęła rumieńcem.
                - Nie spowodowałem kolejnego wypadku, jeśli o to ci chodzi. Byłem na mieście w kilku lokalach. Nie potrzebnie się martwiłaś. – Uśmiechnąłem się, i w momencie kiedy miałem otwierać lodówkę, ktoś zadzwonił do drzwi. Althea poszła szybkim krokiem otworzyć. Nagle usłyszałem znany mi głos.
                - Muszę porozmawiać z Billy’m. Natychmiast.
Althea?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz