21 gru 2018

Od Amy cd. Hangagog


Miałam okropny mętlik w głowie. Wiele myśli naraz przepychały się, zajmując miejsce w moim mózgu. „Zimno”, „Co za człowiek”, „Na co się zgodziłaś” i wiele innych o podobnym znaczeniu. Pozwoliłam jednak, by Hangagog rozpiął moją mokrą kurtkę, jakoś ją ze mnie zdjął i rzucił na ziemię niedaleko nas. Jak mam sobie poradzić z resztą ubrań? Przecież dżinsy już mi się do ciała przykleiły!
- Jeśli chcesz, bym zdjęła z siebie resztę ubrań, to jednak muszę choć na chwilę wyjść z wody – powiedziałam. Widziałam, jak Hangagog bije się z myślami, ale w końcu westchnął i gestem dłoni wskazał mi ląd. Jakoś wygramoliłam się z wody no i najpierw zajęłam się wyciśnięciem wody ze swetra.
- Bo cię z powrotem wciągnę do wody – zagroził, na co się wzdrygnęłam. No dobra. Wtem coś do mnie dotarło. Zaraz będę przed nim w samej bieliźnie. Czy to aby na pewno dobry pomysł? Znam go dopiero jeden dzień! Nawet chyba nie. Jednak jakaś cząstka mnie bardzo chciała poznać go bliżej i zaryzykować przeziębieniem dalszą znajomość. Zdjęłam wpierw swoje buty, jak i skarpetki. Z dżinsami miałam oczywiście trudność i prawie znowu wpadłam do wody, jednak udało mi się je położyć obok. Złapałam za dół mojego swetra z lekkim wahaniem. Szybko wypchałam ze swojej głowy złe myśli, zostając w końcu w samej bieliźnie. Szybko znalazłam się z powrotem w wodzie, a przywitał mnie w niej niesamowity chłód, a także ochlapanie przez Hangagoga. Spojrzałam w jego stronę, na co zaczął się śmiać.
- Aż tak bolało? - spytał. Mimowolnie się uśmiechnęłam, również go chlapiąc. Następne kilka minut zajęło nam ochlapywanie siebie nawzajem. Oczywiście przypomniałam sobie o moim niewodoodpornym tuszu do rzęs, gdy wycierając twarz z wody, zauważyłam czarne ślady na dłoni. No super!
- To chyba jakiś żart… - szepnęłam. Zaczęłam moczyć dłonie, by wytrzeć jakoś resztki maskary z twarzy. Usłyszałam śmiech Hangagoga.
- Rozmazałaś się, ślicznotko? - po czym ponownie mnie ochlapał. Automatycznie zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam, mężczyzny już nie było. Obróciłam się wokół siebie, jednak nigdzie go nie dostrzegłam.
- Hangagog? - spytałam, w ciszy oczekując od niego odpowiedzi. Nagle poczułam, jak coś chwyta mnie za stopę, następnie ciągnąc w dół. Wypuściłam całe swoje powietrze, a w zamian za to wciągnęłam wodę nosem. Tylko resztkami silnej woli wypłynęłam na powierzchnię, okropnie kaszląc. Zaczęłam powoli płynąć w stronę brzegu, by na nim chwilę odpocząć. Wtem ujrzałam obok siebie Hangagoga, który podpłynął do mnie i wziął w ramiona. Pozwoliłam sobie odetchnąć przy jego boku. Po chwili siedziałam już na zimnym lądzie, oplatając się dłońmi. Ponownie trzęsłam zębami z zimna, kaszląc. Przez chwilę myślałam, że zacznę się topić. Chyba już do końca życia będę dziękować rodzicom, że mimowolnie zapisali mnie na naukę pływania.
- Wszystko w porządku? - zapytał Hangagog, gdy już jakąś chwilę przestałam kaszleć. Odważyłam się tylko na twierdzące kiwnięcie głową. Po wyjściu z wody zrobiło mi się dwa razy zimniej. Mam nadzieję, że po tym nie będzie mnie ponownie namawiać do wejścia do niej. Mężczyzna ruszył w stronę swojego samochodu, gdy ja tylko podążałam za nim wzrokiem.
- No chodź. Chyba że chcesz zamarznąć – krzyknął za sobą, na co się obudziłam. Z ociąganiem wstałam z ziemi, zgarniając swoje mokre ubrania i ruszyłam w stronę auta. Widziałam już, jak Bell wypatruje mnie zza szyby pojazdu. Siedząc na miejscu pasażera, westchnęłam głośno, czując ogromną ulgę przed tym, że to może już koniec wszelkich kąpieli na dzisiaj.
- No i jak tam, ślicznotko? - Hangagog znowu zabrał głos, włączając w swoim samochodzie tak wyczekiwane przeze mnie ogrzewanie.
- Zimno – odpowiedziałam, wpatrując się prosto w jego oczy. Wcześniej tego może i nie dostrzegłam, ale muszę przyznać, że są urzekające.
- Zawsze mogę cię rozgrzać – zaśmiał się, uśmiechając się do mnie znacząco. Momentalnie odwróciłam od niego głowę, próbując zakryć się włosami.
- Nie trzeba – odpowiedziałam tylko, próbując za żadne skarby nie patrzeć w jego stronę.
- A może jednak? - ciągnął dalej. Kątem oka dostrzegłam jednak, jak się do mnie przybliża.
- Nie trzeba… - ledwo szepnęłam. Wtem usłyszałam czyjś szczek, a potem warknięcia. Odwracając się do tyłu, dostrzegłam Bell próbującą dostać się do mnie. Wyciągnęłam do niej dłonie, chwytając ją pod boki. Podnosząc ją, oprócz ciężaru suni poczułam jeszcze piekące ból lewej dłoni, na co tylko syknęłam. Usadawiając sobie psa pod nogami, zerknęłam na rękę. Ślady zębów wyraźnie odznaczały się na mojej skórze.
- Ugryzł cię?
- Czasem się zdarza. Bell jest ze schroniska, dawny właściciel ją bił, dlatego też ma ograniczone zaufanie co do ludzi. Nawet do mnie, ale już przywykłam. Ciebie żadne zwierzę nie ugryzło? - spytałam go.

Hangagog?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz