28 gru 2018

Od Althei C.D Bridget

     Wokół Bridget utrzymywała się dziwna powłoka, która niemo dawała mi do zrozumienia, że powinnam trzymać jeszcze większy dystans. Że jest coś, co nieustannie ją blokuje, a mimo to wręcz przymuszała się do rozmowy, do kontaktu. Mrowiło we mnie nieznośne uczucie, że należy oszczędzić jej wysiłków. Gdy ludzka nieufność czy nieśmiałość dają się we znaki, nie można ich tak po prostu zatrzymać. Stłumić owszem, ale nadal pozostanie te dziwne wrażenie, które właśnie odczuwałam.
     Pośród irytującego chaosu, jaki tworzyła ruchliwa ulica, zdołałam usłyszeć tylko krótkie pytanie dziewczyn, które szybko porzuciłam bez odpowiedzi, gdyż całe skupienie powędrowało na nadjeżdżający autobus. Śledząc krokami Bridget, byleby jej nie zgubić, dostałam się do autobusu oraz skasowałam bilet. Stała cichutko przy szybie, oblegana przy okazji paroma osobami, które jeszcze potem wsiadły. Perfumy razem z całodniowym potem roztaczały nieprzyjemną woń po autobusie, sprawiając, że podróż okazała się trudniejsza niż sądziłam. Na znak Bridget wysiadłam na odpowiednim przystanku, gdzie powietrze przesycała przede wszystkim świeżość.
     - Powinnam zainwestować we własny samochód ― mruknęłam, przekonana, że złapię z nią kontakt, lecz jedyne, co wówczas otrzymałam, to chwilowa uwaga oraz widok ledwo przekrzywionych ust.
     Przechadzając się ulicami, tym samym zbliżałyśmy się do miejsca zamieszkania dziewczyny, przez co mogłam odczuć, jak jej stoicki spokój stopniowo zanika. Stawała się lekko niespokojna. Doskonale pomogło mi to zrozumieć, że tu pojawia się ta granica prywatności, której wolałam jeszcze nie przekraczać. Co jak co, ale kim bym była, gdybym się narzucała.
     Jedyne, czego żałowałam, to nieprzyjemna podróż.
     - Hej, Bridget. ― Zatrzymałam ją swoim głosem, który już od razu zdradzał, że chciałam coś dodać. Patrzyła więc na mnie z pytaniem, z kolei ja nigdy nie owijałam w bawełnę i poszłam za nurtem pewności siebie. ― Wiem, że czujesz się trochę niekomfortowo ― moje dłonie nieświadomie gestykulowały ― dlatego lepiej chyba będzie, jeśli pokażesz mi efekty swojej pracy jakimś innym sposobem. ― Nie wykluczałam możliwości, że właśnie wyręczyłam ją w spławianiu mnie, mając równocześnie wrażenie, że moje odczytania dotyczące jej reakcji były w stu procentach trafne.
     Dziewczyna chwilę milczała, lustrując mnie lekko zdezorientowanym spojrzeniem.
     - Skoro chcesz ― zaczęła spokojnie. ― To jasne. ― Jej twarz wydawała się rozpromienić ulgą. Jeszcze nigdy nie byłam tak wyrozumiała wobec introwertyków. Oczywiście, że jej nie winiłam. A jednak nie byłam zbyt zgodna z faktem, że miałabym naprzykrzać się komuś, wymuszając gościnność, jakiej ktoś zwyczajnie mógł nie chcieć okazywać obcym.
     - Miło, że mimo wszystko się zgodziłaś, ale nie czarujmy się. Jestem obca. ― Moje usta wykrzywiły się w nieznacznym uśmiechu. ― Spotkamy się w klinice za jakiś czas. ― Nie było wątpliwości, że łączył nas wspólny cel, zatem pożegnałam ją szybkim mrugnięciem i zaraz zwróciłam się w przeciwnym kierunku. Nie bacząc na to, że mogła poczuć się zakłopotana, ruszyłam dalej przed siebie, aż w końcu przed oczami nie mignęła mi sylwetka niedużego kota. Mój wzrok cudem nadążył za zwierzęciem, które niepohamowanie zmierzało wprost do pozornie pustej ulicy. Wokoło rozbrzmiały jednak odgłosy zbliżającego się auta ― potężnej ciężarówki, jakiej ogromna maska powoli wyłaniała się zza rogu. Nie myśląc zbyt długo, zerwałam się do biegu. Na szczęście nie było mi dane pokonywać nie wiadomo jakiego dystansu, i zanim kot naraził się na utratę dziewięciu żyć naraz, szybkim ruchem złapałam go w swoje ręce oraz odskoczyłam od ciężarówki, która przeszyła powietrze obok mnie. Było blisko. 
     Korzystając z okazji, obdarowałam kota chwilową uwagą. Był niemal cały biały z dodatkami kawowych plam, które skupiały się głównie naokoło lewego oka, znajdując połączenie z uchem. Na szyi widziałam zaś czarno-pomarańczową obróżkę ― od razu sięgnęłam do przywieszki, by sprawdzić, czyj jest kot, lecz w tym momencie w plecy uderzył mnie dźwięk zbliżających się kroków. Za sobą ujrzałam nieco zmachaną, zapewne biegiem, Bridget, i posłałam jej zdezorientowane spojrzenie.
     - To twoja? ― Spojrzałam na kota, który właśnie teraz nerwowo zamruczał i energicznym szarpnięciem wyrwał się z moich rąk, pozostawiając na skórze ślady po pazurach. ― Chyba nie lubi noszenia na rękach ― skwitowałam.


[Mościku?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz