31 gru 2018

Od Angeliki do Theo


            Stałam na dużym placu. Właśnie mieliśmy rozpocząć akcję wspierającą bezdomnych. Na palnie dużego okręgu stało mnóstwo stołów, z ubraniami, napojami i jedzeniem. Ja sama stałam przy stole z ubraniami, koło jednej dziewczyny o krzykliwych różowych włosach. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
            - Co roku przychodzi pomóc więcej ludzi, naprawdę się cieszę, że dołączyłaś! –Zaśmiałam się przyjaźnie, po czym mój wzrok skierował się na ludzi idących w grupach. – To oni.
            Faktycznie. W naszym kierunku zbliżali się bezdomni, których nie raz mijałam na ulicy. Jedni, kiedy zobaczyli jedzenie rzucili się jak opętani na stoisko, inni natomiast zachowując człowieczeństwo powoli rozglądali się po placu. Do naszego stołu podeszło trzech mężczyzn, dwóch z nich było zapuszczonych, jeden natomiast, oprócz brudnego ubrania wyglądał przyzwoicie. Miał też plecak. Uśmiechnęłam się, po czym obserwowałam jak moja koleżanka pyta o rozmiary ubrań.
            - Proszę, przynajmniej tak możemy pomóc. Zapraszamy również na koncert, specjalnie dla was. Postaramy się zebrać jak najwięcej pieniędzy. Angelica Schuyler wystąpi. – Dwóch podniosło wzrok i spojrzało na mnie i uśmiechnęło się tajemniczo.
            - Angelica Schuyler? Jesteśmy twoimi wielkimi fanami… to byłby zaszczyt spędzić z tobą chociaż chwilę. – Mężczyzna z plecakiem spojrzał na nich krzywo – Masz bardzo ładną torebkę, droga była?
            - Eh, nie mam zwyczaju rozmawiać o pieniądzach – Przyznaję, że ich wypytywanie było dosyć tajemnicze. Już mieli coś dodać, kiedy zostali zawołani na jedzenie, pomknęli do stołu obok.
            - Przepraszam za moich kolegów, nie mają wyczucia. Dziękujemy za ubrania – Powiedział, po czym odszedł. Uśmiechnęłam się w jego stronę, a następnie przybiłam piątkę z dziewczyną.
            - Jestem pewna, że gdy ludzie zobaczą, że wspierasz akcję pomocy dla bezdomnych, też się dołączą! – Nie miałam serca mówić, że najpewniej będą mieli to gdzieś. Zoey była tak optymistycznie nastawiona, że po prostu nie mogłam.
            Przez kolejne trzy godziny obsługiwaliśmy bezdomnych, a następnie ja poszłam przygotować się do koncertu. Ku radości Zoey, już godzinę przed koncertem na placu był ogrom ludzi. Kiedy wyszłam na scenę, wszyscy przywitali mnie ogromnymi brawami. Ja sama uśmiechnęłam się szeroko i zaczęłam występ. Tańczyłam, śpiewałam i schodziłam do widowni śpiewając razem z nią. Moją uwagę jednak dalej przyciągało trzech mężczyzn, grupa w której był owy mężczyzna z plecakiem. Po prawie dwóch godzinach szaleństwa na scenie, znalazłam się w otoczeniu rodziny. Idąc w stronę samochodu, potkałam owego mężczyznę z plecakiem.
            - Znów się widzimy – zaśmiałam się delikatnie, ku zaskoczeniu mojej siostry. – To nie sprawiedliwe, ty znasz moje imię, a ja nie znam twojego. Jak się nazywasz?
            - Theo – Spojrzał na mnie, poprawiając plecak.
            - Więc, Theo. Miło mi cię poznać. Muszę lecieć, mam nadzieję, że do zobaczenia! – Już wsiadłam do samochodu, kiedy jeszcze odwróciłam się i krzyknęłam – Będę jutro w restauracji z moją siostrą, jeśli ty i twoi koledzy chcecie, możecie dołączyć. Godzina dwudziesta. Restauracja naprzeciwko parku – Uśmiechnęłam się, po czym wsiadłam do samochodu i odjechałam.
            - Zwariowałaś An?! Zapraszasz bezdomnych? – Eliza patrzyła na mnie jak na wariatkę.
            - Daj spokój, to, że nam się powodzi nie znaczy, że mamy się zamknąć na innych. Współczuję im, nie wiadomo co doprowadziło do tego, że są na ulicy. Chcę pomóc, to wszystko.
Theo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz