30 gru 2018

Od Nivana cd Wandy

Pytała, jakby niepewna, czy aby na sto pro za nią podreptam na dwór. A powinna wiedzieć, że jeśli rozchodzi się o trucie samego siebie, to byłem do tego pierwszy, nieważne gdzie i jak, dawali, to brałem i tyle.
Taka już oakleyowa natura i co ja mogę na to poradzić? No nic, to też tylko wzruszałem ramionami, częstowałem się i może po cichu liczyłem, że jednak szybciej zejdę z tego świata.
Wyciągnęła własne papierosy. Wcale nie takie mocne, bo czego innego spodziewać się po Wandzie? Grubych morderców? Może od razu cygar, co?
Ale miała pudełko z przestraszonym panem. Sam tego chyba jeszcze nie zgarnąłem. Ciekawe, czy wymieniłaby się za dwa z dzieckiem—palaczem? Wcale nie tak, że je kolekcjonowałem i egzekwowałem ze znajomymi handel wymienny tym gównem. W ogóle.
Ta.
— Pożyczyć ci czy masz swoje? — spytała, stukając butem o chodnik, jak to miała często w zwyczaju, przynajmniej kiedyś i zerknęła na mnie, ze swoim wandziowatym, ciepłym uśmieszkiem, na który w większości przypadków najzwyczajniej w świecie nie zasługiwałem. — Kto by pomyślał, że grzeczna Przewalska zacznie palić, co nie?
— Czy ja wiem? Zapowiadało się na to, że prędzej, czy później dotrzesz do tego momentu — mruknąłem, grzebiąc w kieszeni. — I mam swoje, dzięki. — Wyciągnąłem pospiesznie pudełko, zapalniczkę i za chwilę dołączyłem się do kobiety.
— Wypiękniałaś, Przewalska, wiesz? — mruknąłem beznamiętnie, strzepując popiół, przy okazji prawie trafiając we własny but.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz