26 gru 2018

Od Charlesa cd. Odette - Moja Wigilia

Świąteczne drzewko lśniło od blasku w jaki otoczyła je dziewczyna. Odette z tajemniczym uśmiechem opuściła dom. Widziałem jak się patrzy na puste miejsce pod choinką. Musiała coś kupić dla nas. Na szczęście i ja przewidziałem, żeby jej coś kupić. W ostatniej chwili, ale udało mi się. Włożyłem pod choinkę pakunek z prezentem dla blondynki, dziadka, Christine i Lokiego. Udałem się do kuchni, gdzie Christine przejęła rolę szefa i rządził dziadkiem, który kursował od kuchni do jadalni i z powrotem. Spojrzałem na kominek w salonie i stwierdziłem, że warto przynieść trochę więcej drewna, żeby potem nie odrywać się od kolacji. Zarzuciłem na siebie kurtkę i udałem się do drewutni. Wybrałem kilka większych kawałków drzewa i zacząłem je dzielić przy pomocy siekiery na mniejsze. Po paru minutach, przerwałem na chwilę pracę, by zaczerpnąć tchu. W drzwiach drewutni stała Odette.
-O, a co ty tutaj robisz? - Zaśmiałem się. - Chcesz pomóc?
-Hmm... Nigdy nie rąbałam drewna. - Spojrzała wątpliwie na siekierę.
-A chcesz spróbować? - Wyciągnąłem w jej kierunku narzędzie.
-Noo... Dobra. - Odparła po chwili zawahania. Podeszła do mnie i do pniaka, na którym kładłem kawałki do rozdrobnienia.
-Kładziesz sobie to tutaj i celujesz w środek, ale musisz to zrobić szybkim i pewnym ruchem, bo inaczej ostrze nie trafi tam gdzie chcesz. - Zademonstrowałem czynność, po czym przekazałem jej siekierę.
-Okej. - Skoncentrowała się na wycelowaniu we właściwe miejsce i zagryzła lekko wargi. Zamachnęła się i ostrze siekiery wylądowało w ziemi bardzo blisko mojej nogi. -O boże! Przepraszam!
-Nic się nie stało. - Zaśmiałem się. Wyciągnąłem siekierę, która tkwiła w podłodze drewutni. - Ale może lepiej, jak ja to dokończę.
-Myślę, że to nie jest zajęcie stworzone dla mnie. - Odsunęła się. - Pójdę zapytać, czy potrzebują pomocy w kuchni.
-Zostaw ich samych. - Mrugnąłem do niej. - Dadzą sobie radę. Ja zaraz skończę i wrócimy do jadalni nakrywać już stół.
-Skoro tak twierdzisz, to poczekam na ciebie. - Oparła się o ścianę i przyglądała jak rąbię drewno. Szybko dokończyłem robotę, wrzuciłem kawałki do koszyka i ruszyliśmy w stronę domu. Na zewnątrz  było już ciemno,a na niebie pojawiały się już pierwsze gwiazdy.
-Pierwsza gwiazda na niebie, czyli powinniśmy siadać już do wigilii. - Wskazałem na atramentowe sklepienie, na którym błyszczały pierwsze pojedyncze punkciki.
-To na co czekamy? - Odette uśmiechnęła się do mnie promiennie. Weszliśmy do środka, zdjęliśmy ciuchy i powędrowaliśmy od razu do jadalni, aby szybko przynieść talerze i sztućce. Po chwili zasiedliśmy we czwórkę do stołu. Dziadek powstał ze swojego miejsca i spojrzał na nas uroczyście.
-Jako gospodarz tego domostwa, chciałbym życzyć wszystkim tutaj zgromadzonym wesołych świąt! Dziękuję również za przybycie niezwykłemu gościowi, czyli uroczej Odette. Czuj się jak u siebie! - Zaśmiał się radośnie na koniec. - A teraz czas na te wszystkie pyszności.
-Dobrze powiedziane. - Dodałem i zatarłem ręce, by sięgnąć po pierwsze danie tego wieczoru. Mój wybór padł na pysznego pieczonego indyka w wykonaniu Christine.
-Charles, jak ci smakuje? - Spojrzała na mnie z uśmiechem.
-Jak zwykle genialny, ale szarlotki i tak nic nie przebije. - Westchnąłem.
-Przepyszne pieczone kasztany. - Do mojej pochwały dołączyła się Odette.
-Dziękuję kochani. - Christine promieniała. Była taką typową gospodynią, która naprawdę uwielbiała, kiedy ludzie zachwycali się jej przysmakami. Dziadek uśmiechał się dumnie, jakby sam to wszystko zrobił. Po pierwszych porcjach jedzenia, postanowiliśmy przenieść się do salonu, gdzie Odette włączyła świąteczne melodie, a ja zacząłem rozdawać wszystkim prezenty.
-Widzę, że wczułeś się w swoją rolę. - Blondynka zaśmiała się.
-Brakuje mi tylko mojego uniformu z pracy. - Posłałem jej rozbawione spojrzenie. Kiedy rozdałem już wszystkie pakunki, każdy zabrał się za rozpakowywanie prezentów. Pierwszy podarek był schowany w ładnej, świątecznej torebce i okazało się, że skrywa w sobie czerwony szalik w świąteczne wzory kompletny do czapki z zeszłego roku oraz świeżutki kawałek pysznej szarlotki. Posłałem Christine wdzięczny uśmiech,a ona wskazała na swoje nowe kolczyki, które kupiłem jej w sklepie z antykami. Wiedziała, kto jej taki prezencik sprawił. Następnie otworzyłem spore pudełko owinięte w papier prezentowy, a w środku znalazłem kamerkę gopro i butelkę dobrej tequili. To na pewno dziadka sprawa. Wreszcie będę mógł sobie robić filmiki z terenów z Ignis. Ostatnie pudełeczko było małe, przewiązane uroczą wstążką. Zawierało ono srebrny naszyjnik z przywieszką, na której zostało wygrawerowane "Stay alive. -O.". No ciekawe od kogo to? Uśmiechnąłem się. Podszedłem do Odette, która właśnie odpakowywała prezent ode mnie. Obok niej leżały urocze rękawiczki (robota Christine) i książka o żywieniu koni. Ten drugi prezent szczególnie przyciągnął moją uwagę.
-Jejku, mój dziadek nie ma wyczucia co do prezentów. - Zaśmiałem się.
-Daj spokój, kiedyś może mi się jeszcze przyda. - Odette machnęła ręką i zagłębiła się w rozpakowywanie podarunku ode mnie. Wyciągnęła bransoletkę na zielonym rzemyku ze srebrną przywieszką w kształcie psiej łapki, na której został wygrawerowany malutki napis "Dreams come true". Dziewczyna spojrzała zachwycona na biżuterię.
-Jakie to kochane. - Uśmiechnęła się do mnie.
-Ah ten Mikołaj to potrafi wymyślić prezent. - Odparłem nieskromnym tonem.
-Jak nikt inny. - Parsknęła rozbawiona. Po tym, jak wszyscy pokazali swoje prezenty, udaliśmy się z powrotem do jadalni, gdzie na stół wjechały przeróżne słodkości. Dodatkowo dziadek przyniósł w wielkim garnku tajemniczy napój, pachnący goździkami i przyprawą korzenną.
-Co to jest? - Odette spróbowała pierwszego łyku. - Bo jest niesamowicie smaczne.
-Taki tradycyjny napój wigilijny. - Puścił do niej oczko. Zachęcony pochwałą dziewczyny, również nalałem sobie smakowitego napoju. Był przepyszny. Zajęci rozmową pochłanialiśmy kolejne porcje pysznego specyfiku dziadka, aż w końcu mnie olśniło. Grzaniec. To jest przecież grzane wino.
-Hmm... Odette. Jest mały problem. - Zerknąłem na blondynkę, która właśnie kończyła kolejny kubek grzańca.
-Jaki? - Spojrzała na mnie już odrobinę wstawiona.A przynajmniej bardzo wesoła.
- To jest grzane wino. Ma procenty. - Wskazałem na garnek. - Jak ty teraz wrócisz do siebie?
-No przecież mogę wezwać taxi. - Machnęła ręką. - Strasznie panikujesz.
-No niby taak. - Westchnąłem.
-Dzieciaki! Co wy gadacie? - Zabrzmiał tubalny głos gospodarza. - Nikt nigdzie nie jedzie.
-Właśnie! Peter dobrze mówi! -Christine stuknęła się z nim kubkiem. - Odette możesz spać w pokoju gościnnym.
-Jakim gościnnym? - Dziadek się oburzył. - Są dorośli, mogą spać razem. Nie będę was podglądał!
-Dziadku, ale my nie jeste... - Zacząłem, ale on wdał się w głośną dyskusję z Christine i nie zwracał już na mnie uwagi. - Przepraszam za niego. - Zwróciłem się do swojej koleżanki.
-Nic się nie stało. - Odette uśmiechnęła się. - Chętnie skorzystam z noclegu, jeśli to nie problem.
-Nie ma żadnego. - Pokręciłem głową. Nagle coś mi się przypomniało. - Loki jeszcze nie dostał swojego prezentu!
-Mogę zobaczyć, jak mu go wręczasz? - Blondynka spojrzała się na mnie pytająco.
-Oczywiście. - Odparłem i wróciłem do salonu, gdzie leżała samotna paczuszka. Zawołałem Lokiego, który zainteresowany obwąchał prezent. Rozpakowałem mu ją i wyjąłem ładną, czerwoną obróżkę, którą od razu mu założyłem oraz opakowanie psich smaczków, z którego wyjąłem jeden przysmak i wręczyłem zadowolonemu szczeniakowi. Następnie pobawiliśmy się z nim trochę, po czym wróciliśmy do stołu, gdzie dołączyliśmy do rozmowy. Wieczór zakończyliśmy oglądaniem jednego z licznych świątecznych filmów. Po napisach, pokazałem Odette jej pokój, dałem świeżą pościel i stanąłem w drzwiach.
-Dzięki za to, że przybyłaś na wigilię. - Uśmiechnąłem się. - Od śmierci babci i moich rodziców, zawsze spędzałem święta tylko we dwójkę z dziadkiem. Czasami było nam dość samotnie. Dopiero w zeszłym roku dołączyła do nas Christine, a teraz jeszcze ty... To naprawdę dla nas wiele znaczy.
-To ja powinnam podziękować. -Uśmiechnęła się. - Bez was, bym siedziała sama w czterech ścianach i wspomniała poprzednie święta u rodziny.
-Oj, rozczulasz mnie! - Zaśmiałem się. Objąłem ją po przyjacielsku. - Dobranoc!
-Miłej nocy. - Odwzajemniłam ten lekki uścisk. - I jeszcze raz dziękuję za wszystko.
-Już tyle nie dziękuj. - Wywróciłem rozbawiony oczami i poszedłem do swojego pokoju. To była naprawdę udana wigilia.
[Odette?]

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz