28 gru 2018

Od Thomasa cd. Oliego

Miałem szczęście. Andrew jeszcze nie spał, dopiero zbierał się do snu. Gdy mnie zobaczył, z początku myślał, że coś się stało. Postanowiłem nie okłamywać przyjaciela, w końcu miał mnie przenocować. Po wyjaśnieniu sytuacji zaistniałej przed sklepem i w domu Oliego, Andrew zwyzywał mnie przez parę minut, twierdząc, że jeśli tak dalej pójdzie, znowu wpadną w jakieś kłopoty, które skończą się nie najlepiej. Po wysłaniu „ojczego przekazu” na korytarzu, pozwolił mi wejść do środka. Wziąłem u niego szybki prysznic i będąc w tych samych ubraniach, zasnąłem na jego kanapie, która nie należała do najwygodniejszych. Przed snem zacząłem się zastanawiać, czy jutrzejszy wieczór nie będzie wyglądał przypadkiem podobnie; motor zostanie na parkingu, a ja pójdę dokończyć wino, przez które znowu nie siądę na pojazd. Rozwiązanie było jedno: musiałem do niego pójść piechotą. Dwa kieliszka wina mnie nie upiją, więc spokojnie wrócę do domu. 
Obudził mnie chłopak, który szykował się do roboty. On akurat miał stała pracę i chociaż nie znałem dokładnie jej nazwy, wiedziałem, że produkował jakieś płyty. Nie pamiętałem tylko, czy zwykłe puste płyty, czy takie, które nagrywał. Kazał mi wracać do siebie, a ja, jak ten wierny przyjaciel, wyszedłem z jego domu dziękując za niespodziewaną przysługę i poszedłem na parking. Motor stał cały i zdrowy, w żaden sposób nieuszkodzony. Przekręciłem kluczyk i pojechałem do domu. Tak przywitał mnie rozgniewany kot, który domagał się jedzenia. Ponownie wziąłem prysznic, pomiziałem Mike, by ta mi przebaczyła i spędziłem resztę czasu na brzdąkaniu na gitarze, znajdując nową, fajną melodię. Gdy była siedemnasta, zabrałem potrzebne rzeczy, telefon, dokumenty i wyszedłem na zewnątrz, wypuszczając także kotkę. Do mojego powrotu zdąży się wybawić. Pojechałem do kumpli, a razem z nimi do jakiejś knajpy, w której mieliśmy zagrać koncert. Zawsze, gdy mieliśmy czas, przyjmowaliśmy takie propozycje, jak granie w zwyczajnych miejscach, z tego względu, że to świetna zabawa oraz jest szansa, że nasza nazwa pójdzie dalej i usłyszy o nas ktoś ważny. Nigdy nie straciliśmy na to nadziei. Zagraliśmy trzy kawałki, w tym jeden mój ulubiony, a po koncercie zostaliśmy na chwilę w barze, by się trochę napić i zabawić. Nie wypiłem dużo, w sumie, to dalej czułem się trzeźwy. Andrew milczał, nic nie powiedział o tym, co wczoraj usłyszał, co mnie zadowoliło. Nie musiałem się im tłumaczyć i chociaż to brzmi tak, jakby byli moimi starszymi braćmi, chodziło tu o ich ciekawość. Około dwudziestej pierwszej każdy z nas wrócił do domu, ja także. Wpuściłem kotkę, dałem jej jeść i wyszedłem z domu, tym razem nie zabierając motoru. Zamiast tego, pojechałem autobusem, który oczywiście musiał się spóźnić jakieś pół godziny. Gdy dojechałem na miejsce, wszedłem do bloku, w którym mieszkał Oli. Pomyślałem, że dzisiaj jestem tu ostatni raz, na pewno dokończymy wino i więcej się nie spotkamy, to pewne. 
Zapukałem w jego drzwi, usłyszałem „proszę”, dlatego otworzyłem sobie drzwi. Zauważyłem obcego faceta bez koszulki, który się właśnie ubierał. Wyminąłem go i zobaczyłem Oliego w łóżku, przykrytego kołdrą. Miałem ochotę się zaśmiać. Wczoraj sąsiedzi nam przeszkodzili, a dzisiaj postanowił się odegrać; jestem pewny, że skoro my słyszeliśmy ich, oni usłyszeli tą dwójkę. W końcu obcy facet wyszedł bez słowa, a ja spojrzałem na butelkę, która stała dalej na stole.
- Ale nie ruszył wina? - zapytałem.

<Oli? xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz