22 gru 2018

Od Inki cd Harper

Moje ciało przebiega nieprzyjemny dreszcz, który spowodował krzyk dziewczyny. To wcale nie tak, że specjalnie w nią weszła, tylko zachwiałam się przy sięganiu po rodzynki z górnej półki. Przyciskam do piersi małą paczuszkę i powoli odwracam się w jej stronę. Ona robi to samo, tylko w o wiele szybszym tempie. Usta zaciśnięte w wąską kreskę i lekko drżące mięśnie wokół oczu wskazują na to, że poziom jej cierpliwości jest na wyczerpaniu. Szczerze czuję się zakłopotana, przez to moje stopy zaczynają niezręcznie szurać po płytkach na podłodze. Posyłam jej nieśmiały półuśmiech.
- Przepraszam, zachwiałam się i... i...
- I musiałaś we mnie wpaść z całym impetem swojej nieporadności? - pyta unosząc brew z drwiącym wyrazem twarzy. Początkowo spuszczam głowę i zagarniam za ucho kosmyk włosów, który opadł zasłaniając mi twarz. Po chwili jednak poczucie winy przeradza się w poczucie krzywdy. Moje słowa powinny w wystarczającym stopniu wyjaśnić jej, że to był tylko przypadek. Zresztą mamy święta. Unoszę pewna siebie głowę.
- Przecież powiedziałam, że to przypadek, zachwiałam się. Mogłabyś chociaż postarać się to zrozumieć, ze względu na święta - odpowiadam z całą mocą, stawiając nacisk na ostatnią część mojej wypowiedzi, ponieważ sama nie mogłam sobie wyobrazić takiego zachowania na święta u mojej osoby.
- Mówisz o tych bredniach, które ludzie sobie wymyślili, żeby poczuć cię lepiej przez dwa dni w roku? - prycha i krzyżuje ręce na piersi. Patrzę na nią z niedowierzaniem, moje lekko rozchylone usta, próbują się ułożyć w jakieś słowa, jednak nie wychodzi z nich nawet westchnięcie. - Co? Zdziwiona, że nie obchodzę "świąt" jak to nazywacie? Wyrosłam z takich bredni.



- Mhm - mruczę pod nosem. Patrzę jej w oczy i nie uchylam się przed jej równie twardym spojrzeniem. - Widzę, że z człowieczeństwa i uprzejmości jaką wykazywałaś w dzieciństwie również wyrosłaś. Szkoda. Mimo wszystko, miłego dnia Harper - odpowiadam i wymijam ją szybko, przyspieszając za nią kroku jeszcze bardziej. Podświadomie uciekam zanim zdąży mi coś odpowiedzieć, ponieważ nie chcę aby jej obraz, który znajduje się w mojej głowie zmienił się jeszcze bardziej. Staję w kolejce do kasy. Wokół panuje atmosfera podobna do roju pszczół, wszędzie ktoś biega, krzyczy, tylko ja stoję taka pośrodku uśmiechając się delikatnie i rozglądając się. Przepuszczam przed sobą jakąś kobietę, która mnie o to prosi. Spotyka się to z wyrazem niezadowolenia zza moich pleców.
- No tak, przepuść wszystkich - ktoś prycha. Chyba wiem nawet kto. - Nadal święta i miła dla każdego istotki, co? Jak mała dziewczynka - postanawiam to zignorować i tylko uśmiecham się do kobiety, która zawstydzona się odwraca. Próbuję przyjąć taką postawę, aby wiedziała, że wcale nie robi mi problemów. Warto czasem pomyśleć, że ktoś spieszy się do dziecka lub ma inną ważną sprawę. - Samarytanka czy tak to się tam nazywa, się znalazła. Może mi też się spieszy? - wtedy się odwracam.
- Wiesz co? Wolę być tą małą dziewczynką i nie przeszkadza mi bycie samarytanką, wolę to, niż bycie taką zrzędliwą kobietą bez aspiracji jak ty! Proszę, jeśli się spieszyć, to nie jest to dla mnie żadnym problemem, żeby ciebie również przepuścić - odsuwam się z przejścia. Aktualnie nie przeszkadza mi, że połowa sklepu się na nas patrzy. Nie wiem na kogo z większą dezaprobatą. Ona jednak się nie rusza. - No? Co się stało?
Po tych słowach przechodzi obok mnie i idzie prosto do kasy. Staję za nią.

Pruszy delikatny śnieżek, kiedy wychodzę ze sklepu. Nie wieje wiatr, przez co wszystko wygląda bardzo nastrojowo i dodatkowo nie utrudnia to tak bardzo życia ludziom. Wychodzę z gwarnego parkingu i dopiero wtedy wkładam rękawiczki. Biorę do ręki niewielką reklamówki z zakupami i ruszam w stronę domu. Specjalnie zdecydowałam się, aby się przejść, ponieważ w ten sposób mogłam sobie porównać ile się zmieniło tutaj od mojej ostatniej wizyty. Musiałam zauważyć kilka zmian. Przede wszystkim powstało kilka pięknych, dużych domów, które aktualnie zostały przystrojone lampeczkami i innymi świątecznymi symbolami, co według mojej skromnej osoby dodawało im tylko uroku. Śnieg skrzypi pod moimi stopami za każdym postawionym krokiem, do nozdrzy dostaje się mroźne powietrze, które głęboko wdycham. W pewien sposób mnie to rozluźnia. Wypuszczam co raz to powietrze ustami, aby wydostała się z nich para. Zawsze mnie to śmieszyło, kiedy byłam dzieckiem, a do dziś przywołuje to u mnie miłe wspomnienia. Odwracam głowę od pięknie przybranych domów, aby zerknąć na chodnik rozciągający się przede mną. To nie ładny widok ośnieżonych gałęzi drzew rozciągających się nad nim przykuł moją uwagę, jednak postać znajdująca się kilka, może już kilkanaście kroków przede mną. Kobieta, próbująca opatulić się chustą, w międzyczasie czytając czy robiąc cokolwiek innego na telefonie. Wygląda na bardzo tym pochłoniętą. Chyba na aż zbyt pochłoniętą, ponieważ przed nieuwagę uderzyła nogą w wystającą krawędź płytki, pomimo że aktualnie ośnieżonej. Moja wolna dłoń, osłonięta rękawiczką od razu wędruje do moich ust, powstrzymując przed ucieczką mój chichot. Postać przede mną coś żywiołowo mamrocze do siebie, mam dziwne wrażenie, że to praktycznie same przekleństwa. Kiedy nadal chichoczę, odwraca się w moją stronę. Staję jak wryta. Znowu ona. Jednak tym razem nic nie mówi, tylko posyła mi złowieszcze spojrzenie, szybko się odwraca i rusza dalej. Szybko idę w jej ślady, gdy w mojej głowie nagle pojawia się pomysł doścignięcia jej. Nie próbuję zatrzymać jej krzyczeniem do niej, ponieważ wiem, że to nie podziała. Przyspieszam jeszcze kroku i poślizguję się na odśnieżonej kostce, którą musiał pokrywać lód. Tylko dzięki wysokiemu usportowieniu mojego ciała utrzymuję równowagę i idę dalej. Łapią ją dopiero przy wejściu na posesję jej cioci. Cioci, która jak słyszałam od dziadka wyjeżdża na święta, a to oznacza, że Harper spędzi je sama i pomimo sytuacji w sklepię nie chcę, aby spędziła je samotnie.
- Cześć Harper - odgradzam ją częściowo od wejścia na posesję. Przewraca oczami.
- O co chodzi, wiecznie uśmiechnięta, irytująca istoto? - rzuca w moją stronę, na co trochę się mieszam.
- Udam, że tego nie usłyszałam - mówię bardzo powoli, z zawahaniem. - Słyszałam, że twoja ciocia wyjeżdża i...
- To chyba akurat nie twoja sprawa - zauważa, jednak ja tylko wzruszam ramionami.
- Może, ale chciałabym cię zaprosić na wigilię. Wiem, że to niemiłe zostać samemu w takim momencie, więc zapraszamy do nas.
- Raczej podziękuję. Nie potrzebuję łaski i waszych pieniędzy.
- Nawet nie pomyślałam o tym w ten sposób - próbuję się bronić, jednak ona mnie mija, jak ja ją wcześniej, w sklepie. Odwracam się. - I tak będę czekać! - krzyczę za nią, zanim zdąża zamknąć za sobą drzwi. Wychyla głowę.
- Obejdzie się! - trzaska drzwi, a ja podskakuję zaskoczona.
- To się jeszcze okaże, Harper Beckett - mamroczę sama do siebie i niemalże w podskokach idę do siebie.

Harper?

+10PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz