9 lut 2019

Od Aarona CD. Odette

            To dziewczyna inna niż wszystkie. Można rzec, że wypełnia ją dziecięca beztroska i radość, a chęć pomocy, którą mi okazuje, sprawia, że mam prawdziwą motywację do zmiany. 
Właśnie przewiązałem sobie wokół pasa ultra-atrakcyjny fartuszek, po czym stanąłem przed lustrem i wybuchnąłem salwą niekontrolowanego śmiechu, a raczej ryku. 
— Wyglądasz świetnie. — powiedziała, z trudem utrzymując powagę. 
— Oto drugie oblicze markotnego prezesa firmy. — jeszcze kilkukrotnie wydałem z siebie radosne parsknięcie, po czym nieco się opanowałem i umyłem dłonie. 
— Jestem gotowy. Co mam robić? — mój błękitny wzrok zatrzymał się na blondynce, a usta mimowolnie wygięły się w łuk. 
— Przygotujemy danie bardzo wysokich lotów, a mianowicie… Kanapki! 
Zmarszczyłem brwi i spojrzałem na kobietę z niedowierzaniem. 
— Że co? 
— Kanapki. 
— Nie. 
— Tak. 
— Robisz sobie ze mnie żarty? 
— Nie. 
Patrzyliśmy na siebie z dziwnym zmieszaniem, a po chwili zaczęliśmy głośno rechotać. 
— Musisz spróbować czasami czegoś innego niż kraby, czy małże. 
— No dobrze, niech ci będzie. 
— Ja pokroję chleb, a ty zajmij się przygotowaniem składników. 
— Już się robi, szefowo. — puściłem do niej oczko, po czym wygrzebałem z lodówki pomidory, ser, ogórki i sałatę. 
Dziewczyna wyjęła talerze i rozłożyła je na blacie, po czym poukładała na nich kromki suchego chleba i posmarowała je masłem. Ja tymczasem myłem warzywa i lekko je otrzepywałem, a następnie rozłożyłem deskę do krojenia i chwyciłem w dłoń dosyć ostry nóż. 
— Masz tu jakieś przyprawy? 
— Poczekaj, poszukam czegoś, a ty zajmij się obieraniem ogórka. — zachichotałem cicho, po czym uchyliłem drzwiczki szafki, szukając jakichś wykwintnych przypraw. Ostatecznie jednak, skończyło się klasycznie – na soli i pieprzu. — Mam. Zostawiam je tu na blacie. — spojrzałem na Odette, po czym wydałem z siebie wesoły okrzyk. — Nie! 
— Co się stało? — odskoczyła ze strachem, przyglądając mi się z przerażeniem. 
— Obierasz go od złej strony. — po raz kolejny nie wytrzymałem i wydałem z siebie cichy chichot. — Będzie gorzki. — ruszyłem kilka kroków do przodu i zatrzymałem się tuż za dziewczyną, po czym objąłem ją od tyłu i obróciłem warzywo w drugą stronę i dokończyłem jego obieranie. Ale wpadka, szefowo. — po wykonaniu czynności odsunąłem się do tyłu i położyłem dłonie na biodrach. — poczekaj, pomogę ci. 
Podzieliliśmy się pracą: ja zająłem się cięciem sera i pomidora na cienkie plasterki, a Odette dokończyła przygotowywanie nieszczęsnego ogórka i zabrała się za obrabianie sałaty. 
Następnie położyliśmy składniki na kromkach chleba, dodaliśmy przypraw oraz keczupu i wydaliśmy z siebie ciche westchnienie ulgi. 
— Myślałeś może o karierze kucharza? — zapytała studentka, obrzucając mnie wesołym spojrzeniem. 
— Wiesz co, chyba wolę siedzieć przed biurkiem i podpisywać papiery. 
            Rozłożyliśmy kolację na stole w jadalni, po czym przeszliśmy do przyjemniejszej części, którą była degustacja. Z lekką niepewnością chwyciłem kanapkę i przeanalizowałem ją na każdy możliwy sposób. Najpierw sprawdziłem zapach, następnie przyglądałem jej się tak, jakby była jakimś wyjątkowym stworzeniem, a na końcu wgryzłem się w nią i wydałem z siebie cichy pomruk. 
— O w cholerę. Dobre.
Widok mojej osoby z policzkami wypełnionymi jedzeniem i nosem ubrudzonym w keczupie sprawił, że Odette wydała z siebie niekontrolowany rechot, który opanowała dopiero po dłuższej chwili. 
— Mówiłam! — odparła radośnie i zmierzyła mnie triumfalnym spojrzeniem, po czym sięgnęła po serwetkę i wytarła sos z mojej skóry. 
Dalsza część kolacji była połączeniem niekontrolowanych wybuchów śmiechu wraz z rozmowami na różne, skrajne tematy, które diametralnie się od siebie różniły. 
— Poczekaj, pokażę Ci coś. 
— Co? 
— Zamknij oczy, chwyć mnie za ramię i chodź. 
— No dobrze. 
— Albo nie. Przed nami są schody. Wskocz mi na plecy, poniosę cię. Wolę uniknąć opatrywania twojego nosa, w razie, gdybyś się wywróciła. 
Blondynka wykonała moje polecenie, a ja upewniłem się, że ma zamknięte oczy i udałem się na górę, uchylając metalowe drzwi. 
Po nieco dłuższej chwili położyłem delikatnie kobietę i chwyciłem dłońmi za metalową balustradę. 
— Otwórz. 
Staliśmy właśnie na dachu mojego domu, a raczej specjalnie wydzielonej części, która była dla mnie miejscem swego rodzaju zadumy. Wielokrotnie przychodziłem tu, gdy miewałem w życiu różne rozterki. Niestety, odkąd zostałem prezesem, zaniedbałem to miejsce. Kiedyś zdobiły je dziesiątki roślin, teraz pozostał tu tylko stolik i dwa wiklinowe, wyblaknięte od słońca krzesła. O istnieniu tej części apartamentu nie wiedział nikt poza mną. 
Odette, odsłaniam przed tobą swoje głębsze oblicza. 
Zostałaś powierniczką moich tajemnic.

Odette?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz