24 lut 2019

Od Sarah C.D Conrad

Starłam z czoła spływającą kropelkę potu, męcząc konia już drugą godzinę. Nic nie szło tak, jakbym chciała, a koń wił się pode mną, jakbym siedziała na nim pierwszy raz. Każdy skrawek jego ciała był niezmiennie usztywniony, pokryty pieniącym się potem, a po raz setny wędzidło wymienione na inne, delikatniejsze, tkwiło w suchym pysku wałacha. Gdy oficjalnie dałam sobie spokój na dzisiaj, było już ciemno i głucho, a leśne zwierzęta coraz czmychały mi pod nogami. Księżyc w pełni lśnił na niebie, a ja ogarniałam dopiero zmęczonego po jeździe konia. Weszłam do domu zmęczona, spocona i nieźle sponiewierana przez los, nieważne jak śmiesznie to określenie by nie brzmiało. Było dosyć późno, jednak nie aż tak, żeby Conrad jeszcze spał - pomyślałam z nadzieją, zupełnie nie wiedząc dlaczego właśnie to przyszło mi na myśl. Długo obracałam telefon w ręce z wybranym kontaktem, w glowie podsumowując wszystkie za i przeciw. Kiedy miałam już zablokować ekran i powędrować pod prysznic, telefon nagle się rozdzwonił, a widząc na nim imię „Conrad", osłupiałam na chwilę, przyjmując to jako niezły zbieg okoliczności. Odrząknęłam, pozbywając się ostatnich oznak zmęczenia, przeczekałam jeszcze jeden sygnał i odebrałam, przykładając telefon do ucha. W międzyczasie wzięłam do ręki terminarz z wypisanymi datami treningów i ich godzinami. Terminy goniły mnie coraz bardziej, a czasu mialam coraz mniej. Dziwiłam się, że nadal łączę koniec z końcem.
– Tak, słucham?
– Masz może ochotę pokazać mi jakiś bar? – usłyszałam wkurzony głos, przepełniony frustracją. Schowałam zdziwienie w kieszeń, zapisując w głowie, że najwyraźniej przywitam kolejną dobę bez choćby drzemki, jednak czego nie robi się dla nowo poznanego faceta, żeby tylko pokazać się od jak najlepszej strony?
– Oh, pewnie. Z tym, że właśnie zsiadłam z konia. Potrzebuję czasu, żeby się zebrać. Może umówmy się za godzinę?
– Ok, podjadę po ciebie – powiedział, a ja przytaknęłam mimo woli. Nie lubiłam jeździć samochodami. Rozłączyliśmy się, a ja natychmiast poszłam wziąć szybki prysznic. Zupełnie nie wiedziałam co mogłabym założyć. Conrad widział mnie tylko w standardowym ubraniu, jakim są bryczesy i czarna polówka, a tym razem miałam pokazać mu się z zupełnie innej strony. Postawiłam na bezpieczny ubiór, jakim były czarne spodnie z wysokim stanem, ze sztucznej skóry. Nałożyłam do tego biały top z odkrytymi ramionami, które przykryłam jeansową kataną. Włosy, lekko pokręcone, zostawiłam rozpuszczone, a makijaż składał się tylko z tuszu do rzęs, korektora i brązowych cieni do oczu. Conrad był punktualnie, więc w wejściu wzięłam tylko czarną, małą torebkę na cienkim pasku, wsunęłam na stopy zakryte buty na obcasie i wyszłam z domu. Pomachałam z uśmiechem do mężczyzny w samochodzie, podbiegając szybko do drzwi stajni i upewniając się, że wszystko jest bezpieczne i zamknięte.
– Hejka! – wsiadłam do wnętrza auta, biorąc przy okazji głęboki wdech. Przedtem nie miałam czasu, aby nastawić się psychicznie na jazdę tą okropną maszyną. Właściwie, nie jeździłam samochodami i nie bardzo wiedziałam, dlaczego nadal nie sprzedałam swojego auta, który stał bezczynnie w garażu i się kurzył w najlepsze. – Z kim zostawiłeś Daphne, że tak nagle do mnie zadzwoniłeś?
– Śpi, Termin jej pilnuje. Zapnij pasy, odwiozę nas pod mój dom, a potem taksi albo piechotą, chcę sie napić – burknął zirytowany, a ja zrobiłam to, co kazał.
– Okej, znam jeden całkiem fajny bar niedaleko, więc możemy tam... – zaczęłam, urywając zdanie w połowie, kiedy mężczyzna nagle przyspieszył. – się wybrać – posłałam mu uśmiech, mimo że na mnie nie patrzył. Nie miałam mu tego za złe, bo każdy może mieć gorszy dzień, tak więc koniec końców, usiadłam cicho i siedziałam, nie naciskając na niego. Bez słowa dojechaliśmy do domu mężczyzny, a Conrad oparł się, odchylając głowę do tyłu. Na dworze było chłodno, ale najwyraźniej nie przeszkadzało mu to. Mi też nie.
– Przepraszam, mam pojebany wieczór – powiedział, przekleństwem najwyraźniej dając upust swoim emocjom.
– Rozumiem. Tak już czasem bywa. Chcesz mi powiedzieć?
– Może się najpierw napijmy, bo tego na trzeźwo nie da się zrozumieć – westchnął, kiedy oboje wyszliśmy z samochodu. Nie mieliśmy daleko, więc podjęliśmy decyzję, że się przejdziemy i takim oto sposobem byliśmy w barze już piętnaście minut później, wszędzie panował okropny tłok, ale w oddali udało nam się dostrzec wolny stolik.
– Więc jak? Uprzedzam, że mam o piątej rano trening, więc muszę być trzeźwa na tyle, na ile mogę, ale spoko, ty nie musisz liczyć ile pijesz – uśmiechnęłam się.
– Poproszę whiskey, na dwóch kostkach lodu. Co dla ciebie? – spojrzał na mnie, kładąc mi rękę na plecach.
– Proszę białe wino ze spritem – powiedziałam, czując, że czego jak czego, ale mojego ulubionego drinku tym razem nie mogę sobie odmówić. Kątem oka widziałam sfrustrowany wzrok Conrada, który spadł na kogoś za nami, jednak nie przejęłam się tym, tylko powędrowałam w stronę stolika, pospieszając mojego towarzysza. Bylam ciekawa, co takiego się stało, że podejście Conrada do życia obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. – No tak. Możesz zaczynać – odparłam, kiedy już siedzieliśmy wygodnie.
– Chyba moi sąsiedzi mnie nie polubili, albo nie mają o mnie dobrego mniemania. Najwyraźniej samotny ojciec kojarzy im się  z .. uwaga, uwaga, pedofilią. Kobieta mi powiedziała, ze jestem bandytą i chyba ukradłem dziecko matce – wziął duży łyk swojego napoju, po chwili patrząc ponad moją głowę. Zupełnie nagle wstał, idąc gdzieś, niestety zgubiłam go w tłumie. Wrócił dosłownie za chwilę, przysiadając się ponownie, jak gdyby nigdy nic.
– I to wyprowadziło tak świetnego faceta z równowagi? – zaśmiałam się lekko, nie chcąc go tym jednak urazić. To nie było tak, że lekceważyłam jego problemy, więc nie chcąc być źle zrozumiana, dodałam automatycznie: – Świetnie wychowujesz Daphne i jakieś babki z ulicy, które w dupie były i gówno widziały, nie będą cię w niczym pouczać, dopóki tego nie chcesz – wzruszyłam ramionami, będąc pewna tego, co mówię. – Niech sobie gadają, niech nasyłają kogo chcą, przebrnąłeś przez takie rzeczy, że to w porównaniu z tym to pikuś. No i nie ma możliwości, że zabiorą ci Daphne, wiadomo. Musisz się zdystansować do starych bab – nigdy nie miałam nawet chłopaka, chyba że przedszkole się liczy, więc co za tym idzie, moje doświadczenie w takich sprawach bylo zerowe, ale tym samym, nie wydawało mi się, że plotę kompletnie bezsensu. Zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze mu radzę, dopiero kiedy nie odpowiedział mi zupełnie nic, wpatrując się we mnie beznamiętnie przed długą chwilę.
– Masz rację, ale wiesz jak to jest. W pewnym momencie nerwy dają o sobie znać,  chyba nie widać po mnie jakie mam... zaplecze?
– Każdy człowiek ma lepsze i gorsze momenty, poza tym, nie warto ukrywać tego, co się czuje. I fakt, nie widać tego po tobie.
– Nie mogłem nigdy liczyć na ludzi, i staram się tego nie pokazywać, ale gdyby nie mała to... To pewno byłbym właśnie pijany, bardziej niż teraz, albo mało przytomny, w jakiejś dziurze. To dziecko mnie naprawdę sprowadziło na prostą – dopił duszkiem drinka do końca, zaraz wstając po dolewkę, jednak uprzednio spytał mnie, czy ja przypadkiem także nie chcę.
– Dam sobie rękę uciąć, że po jej narodzinach tak nie myślałeś. Czasami z pozoru tragedia może być najlepszym, co nas spotkało. I tak, poproszę, ale colę.
– Po jej narodzinach.... Dostałem dziecko, paczkę pieluch i zero słowa pomocy. Jak ona przestawała płakać, to ja zaczynałem – na jego twarzy zamajaczył blady uśmiech mimo widocznie skrzywionych ust i niepocieszonej miny.
– Jedyny minus, to chyba to, że musiałeś szybko dorosnąć i to nie na tyle, żeby poradzić sobie sam, bo dodatkowo ciążył na tobie obowiązek opieki nad Bogu ducha winnym dzieckiem, ale tak teraz patrząc po tobie, to nie uważam, żeby wyszło ci to bokiem. Jak już mówiłam, niewiele osób tak dobrze by sobie poradziło, jak ty. Nie wiem co bym zrobiła na twoim miejscu. Plus, to kwestia czasu, aż na twojej drodze stanie odpowiednia kobieta.
– Odpowiednia kobieta chyba nie istnieje, chyba, że mowa o Daphne, ale to inny ideał – prychnął śmiechem, a ja pogroziłam mu palcem z bladym uśmiechem, biorąc precelka do ust.
– Jeszcze wspomnisz moje słowa.

Conrad?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz