24 lut 2019

Od Dianthe do Thomasa [Walentynki 1/2]

Artykuł... Artykuł... JAK?! Jak miałam znaleźć jakikolwiek pomysł na artykuł w momencie, kiedy wszystko od dobrych trzech dni obciekało czekoladkami, różem, różami i całą tą... walentynkową przesadą. Termin zbliżającego się tygodnika zbliżał się niemiłosiernie szybko, a ja wciąż nie miałam wywiadu. Z nikim. Nawet planu na wywiad. Ani tym bardziej osobistości, z którą miałabym ten wywiad przeprowadzić.
- Anabelle... - jęknęłam do swojej asystentki, która obecnie z szerokim uśmiechem przeglądała jakąś stronę na laptopie.
- Coś się stało? - reakcja była natychmiastowa. Zaraz jednak westchnęła, jakby wszystko rozumiała. - Znów artykuł?
- Jego brak - stwierdziłam żałosnym tonem, chowając twarz w dłoniach. 
- Słyszałam, że The Bite przyjeżdżają na koncert do Avenley... - zaczęła ostrożnie.
W całej tej rozpaczy pozwoliłam sobie na cichy chichot.
- Dobra, nawet kupiłam bilet - jęknęła, słysząc moją reakcję. - Ale wiesz... Martin zaprosił mnie na randkę.
Moja kobieca strona zawyła po cichu. No tak. Prawie trzydziestka na karku, a ja nawet z nikim się nie całowałam... Potrząsnęłam delikatnie głową, chcąc przypomnieć sobie, że to nie czas na takie myślenie.
- W dodatku słyszałam, że skoro mają koncert w dniu walentynek, to mają losować jeden z biletów, by jego właściciel mógł spędzić z zespołem cały wieczór - Anabelle wyglądała, jakby rozpromieniła się jeszcze bardziej, o ile w ogóle było to możliwe.
- A co mnie do tego? - jęknęłam, czując wielką ochotę przywalenia głową w biurko.
- Możesz napisać reportaż - wzruszyła ramionami, jakby to co mówiła, było największą oczywistością świata.
Westchnęłam cicho, ale Ana miała rację. Reportaż, a może nawet wywiad z gwiazdami, czy też ze szczęśliwą dziewczyną, której bilet został wylosowany, był czymś, czego potrzebowałam do gazety.
Dziewczyna po chwili wyciągnęła bilet z portfela i położyła go na moim biurku, tym samym oficjalnie przypieczętowując mu los. Koncercie. Szykuj się.

Ubrana w chyba najbardziej neutralne, niewyróżniające z tłumu ciuchy i kurczowo trzymając torebkę, zaczęłam przeciskać się przez tłum do miejsca, które było na bilecie. Gdy tylko tam dotarłam, usiadłam na krześle i wyciągnęłam wszystkie potrzebne rzeczy, by móc spokojnie spisać reportaż. Starałam się przy tym nie przejmować ciekawskim wzrokiem wzrokiem osób, które były dookoła mnie. Akurat, gdy tylko zdążyłam się ogarnąć, koncert się zaczął.
Mimo, że nie była to muzyka, którą lubię słuchać, sama atmosfera stworzona przez zespół była przyjemna.
W końcu zaczęło się losowanie. Na scenę wjechała wielka maszyna do losowania. Thomas, jeśli dobrze zrozumiałam imię wokalisty, zakręcił wielką beczką, w której niechybnie znajdowały się numerki biletów, a następnie sięgnął do zawartość przez specjalny otwór.
- Zobaczmy - odezwał się do mikrofonu, otwierając przy tym karteczkę. - Mamy sektor A... - zaczął, a w tym momencie wszyscy spoza tego obszaru jęknęli. - Rząd piąty... - wszystko starałam się notować, łącznie z tonem głosu. Nie zwracałam zbytnio uwagi na treść słów, jakie wypowiadał. - Miejsce piętnaste - zakończył z uśmiechem.
W tym momencie na hali zapadła cisza. Zbyt skupiona na notowaniu, nie zauważyłam tego do momentu, aż ktoś siedzący obok mnie szturchnął.
- To pani - mruknął jakiś mężczyzna, kiedy na niego spojrzałam.
Zmarszczyłam delikatnie brwi, nie rozumiejąc, a w tym momencie nieco poraziło mnie światło olbrzymiego reflektora, który został na mnie skierowany.
- Czyli mamy naszą szczęśliwą walentynkę! - zakrzyknął z uśmiechem Tom.

Ana mnie zabije, Ana mnie zabije... te trzy słowa bez przerwy kołatały się w mojej głowie, gdy usłyszałam słowa wokalisty. Głupi to ma zawsze szczęście. Oczywiście, mężczyzna przypomniał jeszcze, gdzie mam się zjawić po koncercie, po czym zagrali ostatni utwór. A ja cały czas zastanawiałam się, co właśnie się wydarzyło i dlaczego ja.

~~~

Po koncercie niemrawym krokiem ruszyłam w stronę miejsca, o którym mówili, mijając przy okazji tłumy zazdrosnych nastolatek, które przyszły na koncert głównie z nadzieją, że to one zostaną wylosowane. Westchnęłam cicho. Mimo wszystko ta sytuacja miała jeden plus. Większą szansę na wywiad z muzykami. Jęknęłam w duchu. Jednak za jaką cenę? Potrząsnęłam jednak głową i gdy tylko pokazałam swój bilet ochronie, zapukałam do drzwi, gdzie swoją garderobę mieli gwiazdorzy. Zabawę czas zacząć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz