9 lut 2019

Od Noah CD. Louise

— Nie mamy o czym rozmawiać. To koniec, Louise. Właśnie mnie zniszczyłaś, zadałaś mi cholerny cios w plecy. Idź do Aarona, on się tobą bez wątpienia zaopiekuje. — zmarszczyłem brwi, a moja twarz mimowolnie się skrzywiła. 
Odczuwałem autentyczny ból, którego nie byłem w stanie opisać. Moje serce zaczęło bić szybko i nieregularnie, tracąc swój prawidłowy rytm, a wzięcie każdego kolejnego oddechu wydawało się coraz większym wyzwaniem. Złapała mnie dziwaczna duszność, a w oczach pociemniało z niekontrolowanej złości. 
Straciłem szczęście. 
Moja przyjaciółka i dziewczyna, która jako jedyna wydawała się rozumieć moje problemy. Zmieniała mnie. Gdy upadałem, litościwie się pochylała, łapała za dłoń i podnosiła, mówiąc, że będzie lepiej. Moje oparcie, moja ostoja, mój sens, mój jedyny skarb. 
Louise. 
Jedyna dziewczyna, która zauroczyła się we MNIE, postanowiła zwrócić się do mego brata. Ostrzegałem, upominałem, wrzeszczałem, kłóciłem się, tłumaczyłem. 
Nie możesz, nie powinnaś, zerwij kontakt, nie daj się złapać w sidła jego zewnętrznej atrakcyjności i ciężkiego portfela. 
Zostań ze mną, zapomnij o nim, nie rań mnie. 
Zrobiłaś to. 
Odejdź. 
Wymaż się z mojej pamięci. Pozostaw mnie zrujnowanego. 
Wybrałaś jego, a myślałem, że jesteś inna. 
Odpaliłem silnik i docisnąłem pedał gazu do maksimum, z piskiem odjeżdżając spod rezydencji swoich rodziców. 
Czym prędzej pojechałem w kierunku jakiegoś starego, zaniedbanego baru i ze smutkiem dosiadłem się do gromadki równie przygnębionych mężczyzn, którzy spędzali Święta sami z nieznanych mi powodów. Zamówiłem drinka, wydarłem kilka włosów z głowy, zamówiłem drinka, porozmawiałem z jakimś łysym mężczyzną, zamówiłem drinka, zamówiłem drinka, zamówiłem drinka. 
Z rumieńcem upojenia na twarzy trzasnąłem kieliszkiem o ladę, mamrocząc coś do dopiero poznanego, pozbawionego czupryny kolegi, który przyglądał mi się z podejrzaną wnikliwością, jednak starałem się to ignorować. 
— Co ci się stało, stary? — zapytał, patrząc, jak żałośnie spoglądam w jeden punkt, jakby uszło ze mnie życie. 
— Dziewczyna mnie zdradziła. Z moim własnym bratem. — alkohol bez wątpienia sprawił, że otwarcie się i wyznanie swoich problemów obcemu mężczyźnie nie sprawiło mi większego problemu. 
— Ale szmata. — burknął ponuro, stukając palcami w blat. 
Nieoczekiwanie obróciłem głowę w jego kierunku i zmierzyłem go rozwścieczonym spojrzeniem, a moja pięść mimowolnie uniosła się, uderzając łysego z pełnym impetem w nos, przez co spadł z krzesła i boleśnie upadł na podłogę. 
— Nie masz prawa tak o niej mówić, jasne? — warknąłem z furią, po czym wstałem, ledwo zachowując równowagę. 
Niestety, to był mój gwóźdź do trumny. 
Nowo-poznany był w dużo lepszym stanie trzeźwości ode mnie, więc bez problemu powstał, przetarł strużkę krwi cieknącą mu z nosa, po czym oddał mi z dwukrotnie większą siłą, zostawiając wokół mojego oka sporą „śliwę”. 
Trzasnąłem drzwiami od domu i przyłożyłem lód do obicia, wydając z siebie cichy syk bólu. 
Louise. 
Louise. 
Louise. 
Chcę cię znienawidzić. 
Stoję przy oknie i obserwuję ulicę, mierząc obojętnym spojrzeniem kołyszące się na wietrze drzewa. 
Czerwony mustang. 
Przyjeżdża. 
Odjeżdża. 
Rozpaczliwe dobijanie się do drzwi mego domu. 
Och, rudowłosa. 
Gdybym wiedział, ile bólu możesz mi sprawić.

Louise?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz