9 lut 2019

Od Rafaela cd. Anastazji

Podróż do restauracji Royal Reborn nie trwała zbyt długo. Szczerze mówiąc, w tamtym momencie nieco odechciało mi się, przebywania na balu. Dla jasności, nie chodziło mi tutaj o towarzystwo pięknej rudowłosej, tylko o sam fakt istnienia, puszących się, na wszystkie strony świata, czubków. Nie chciałem, aby któryś z nich "przypadkowo" zranił Anastazję, która bardzo to przeżywała. Uspokajając swoją partnerkę łagodnym uśmiechem, powoli opuściłem rozgrzany pojazd, aby przejść przed jego maską i bez najmniejszego wahania, otworzyć jej samochodowe drzwi.
- Zapraszam - rzekłem spokojnie, uważnie obserwując ruch czerwonej sukienki. W końcu nikt nie chciał jej uszkodzić prawda? Jej kreacja była na prawdę piękna, a delikatne kolczyki, tylko nadawały jej większego uroku.
- Dziękuję - zatrzymała się tuż przy moim boku, co zezwoliło mi, na zabranie jej pod rękę - Jesteś pewien, że chcesz się tam ze mną pokazać?
- Jestem pewien, iż nikt inny nie byłby tak piękny jak ty - odpowiedziałem natychmiastowo, wywołując na jej twarzy, delikatny rumieniec - Nie myśl już o tym, i skup się na zabawie. Jesteśmy tu po to, żeby miło spędzić koniec roku, a nie zadręczać się problemami trzeciego świata. Nigdy nie daj sobie wmówić, że jesteś brzydka, bo to nie prawda Anastazuś - kroczyliśmy, przez rozświetlony ze wszystkich stron parking, uważając na to, aby, któreś z nas nie zaliczyło bolesnego upadku. Kiedy stanęliśmy przed bogato zdobionymi drzwiami, bezproblemowo okazaliśmy tutejszym ochroniarzom swoje zaproszenia, a następnie bez żadnego skrępowania, weszliśmy na teren sali, przyozdobionej na dzisiejszą okazję w kolory złota oraz srebra. Stoliki, ustawione w potężną literę "U" były porozdzielane między parami, za pomocą nazwisk, co zagwarantowało mi i mojej Sarence, miejsca na samym środku, lewej części podkowy. Całe świętowanie miało zacząć się dopiero za dwadzieścia pięć minut, dlatego pomieszczenie świeciło jeszcze dużymi pustkami.
- Ładnie tu - zagaił rudzielec, ściskając w dłoniach kopertową torebkę - Wstyd się przyznać, ale nie byłam jeszcze na takich balach - zawstydziła się, czując pewnie w duszy dość duże zażenowanie.
- To nic - złapałem ją za drżącą rękę, aby nieco się uspokoiła - Na pewno ci się tutaj spodoba. Ja też nie mam jobla na ich punkcie, więc nie bywam tutaj zbyt często. Gdyby coś ci się nie spodobało, zawsze możemy wyjść, i jechać do mnie - rzekłem szczerze, głaszcząc ją po wierzchniej stronie, aksamitnej dłoni. Mówi się, że lekarze powinni mieć oczy jastrzębia, ręce kobiece i serce lwa, co stu procentowo zgadzało się, u siedzącej obok mnie rdzawej róży.
- To na pewno nie problem? - starała się ukryć swoje zakłopotanie, przed zbierającymi się ludźmi. Urocze - skomentowałem w myślach, nie odrywając wzroku od jej cudnej twarzyczki.
- Na pewno - zapewniłem ją, odganiając za jej ucho niesfornego loka, który bez pozwolenia wdarł się na jej twarz - A teraz skup się na przyjemności. Nie chcesz raczej przywitać nowego roku, smutną minką prawda? - połaskotałem ją w okolicach brzucha, co spotkało się z jej cichym śmiechem.
- Oczywiście, że nie Rafuś - przyznała radośnie, skupiając się jedynie na tym co teraźniejsze, a nie na tym, co miało miejsce kilkanaście wieków temu.
⚜⚜⚜⚜⚜
Kiedy wszystkie zegary w Avenley River wybiły godzinę dwudziestą drugą dwadzieścia, wszyscy ludzie, przesiadujący na zamkniętej imprezie, poświęconej schronisku dla bezdomnych zwierząt "Noe", już dawno byli bardzo rozhulani. Mówiąc "rozhulani", nie miałem na myśli chlejących w kółko osobników, którzy ani myśleli odejść od stołu z alkoholami, tylko ludzi, którzy w przyzwoity sposób korzystali z tańców, losowań i innych zabaw zorganizowanych przez pomysłodawców balu. Co prawda, sam wypiłem z dwa kieliszki mocniejszego trunku, ale znałem swoją granicę, która stwierdziła, iż do północny raczej niczego innego nie wypiję. W trupa to ja mogłem upić się w swoim domu, a nie wśród ludzi, gdzie narobiłbym sobie jedynie wstydu oraz obniżyłbym znacząco swoją reputację w społeczeństwie. Zbliżał się właśnie czas tańców wolnych, dlatego chcąc wykorzystać tę okazję, obróciłem się w stronę zamyślonej Anastazji, która po zjedzonej kolacji, zdała się odpływać gdzieś w nieznane nikomu innemu krainy.
- Ananasie? - zagadnąłem, na co ta odruchowo się wzdrygnęła.
- Co? Jak? Gdzie? Po co ci ananas? - popatrzyła na mnie z ogromnym zdziwieniem, nie widząc, o co mi tak właściwie chodziło.
- Chodziło mi o ciebie głuptasku - wyjaśniłem pierwszą część sprawy - Czy mógłbym prosić Cię do tańca? - wyciągnąłem w jej stronę prawą rękę, na którą popatrzyła z większym zdumieniem, niż za pierwszym razem na mnie, gdy zdrobniłem jej imię do postaci tropikalnego owocu.
- Mnie? Jesteś pewien, że twoje nogi chcą być zdeptane? - zażartowała, oddając mi dzisiaj po raz kolejny swoją dłoń.
- Naskta, nie przesadzaj. Tańczysz na pewno lepiej niż ja - pokrzepiłem ją swoimi słowami, kierując się wraz z nią w stronę swojego parkietu.
- No nie wiem, nie wiem Rafi - oparła się bardziej na moim ramieniu, co było dość przyjemnym doznaniem. Pewnie już o tym wspominałem z milion razy, ale gdy rudowłosa była przy mnie, czułem się wtedy z tysiąc razy lepiej, niż kiedy dokuczała mi samotność. Z pewnością już dawno temu nasza przyjaźń przekształciła się, a przynajmniej dla mnie, w coś zwanego miłością. Wiele razy w ciągu naszej znajomości, chciałem jej powiedzieć co do niej czuje, ale wiecznie brakowało mi tej zakichanej odwagi, która gubiła się gdzie w korytarzach mojej podświadomości.
- Sama zobaczysz - stwierdziłem, nie tracąc przy tym swojego, dobrego humoru. Obejmują ja w pasie, złączyłem w górze nasze dłonie, a gdy poczułem jej rękę na swoim ramieniu, oddaliśmy się rytmowi muzyki. Lewa noga w przód, prawa noga w przód, lewa noga w bok, dostawić prawą... Lewa noga w tył, prawa noga w tył, lewa noga w bok, dostawić prawą... - wyliczałem w myślach, wpatrując się w jej cudne, błękitne oczy.
⚜⚜⚜⚜⚜
Gdy do roku 2049 zostało niecałe dwadzieścia minut, wraz z Sarenką, postanowiliśmy udać się na pobliskie balkony, z których za jakiś czas, mieliśmy podziwiać kilku minutowy pokaz fajerwerków. Noc nie była aż tak zimna, jak mogłoby się nam początkowo wydawać. Po zarzuceniu na ramiona dziewczyn swojej marynarki, odebrałem od niej kieliszki szampana, które z cichym brzdękiem opadły na kamienną balustradę tarasu.
- Pięknie tu - spojrzała w kierunku bladych gwiazd, zanikającymi częściowo pod ciemnymi, chmurami nocy.
- Wiem... Ale to nie tak piękne, jak ty... - posłałem jej szczery uśmiech, lecz zanim zdążyła coś odpowiedzieć, automatycznie dorzuciłem - Zamknij oczy, mam coś dla ciebie.
- Dla mnie? - jej oczy, w tamtym momencie przypominały mi wielkością źrenice młodego kociaka.
- Dla ciebie, a teraz nie patrz kochanie - stanąłem za nią, równocześnie wygrzebując ze swojej kieszeni wisiorek, który po krótkiej chwili, został zapięty na jej smukłej szyi - Możesz otworzyć i ocenić - przytuliłem jej drobne ciało, uważając, aby nie wygnieść zbytnio jej sukienki.
- Jest... Jest... Cudny! - uwiesiła się na mojej szyi, o mało nie powalając mnie na lodowatą posadzkę.
- Cieszę się, że ci się podoba, ale muszę ci powiedzieć o czymś jeszcze.
- O czym? - stanęła na przeciwko mnie, a moje serca zabiło wtedy trzy razy szybciej.
- Wiesz... Znamy się już od dawna, a ja... Ja... Kocham Cię Anastazjo, czy zostaniesz dla mnie tą osobą, której szukałem przez całe życie?

Anastazja? <3
Zgodzisz się?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz