24 lut 2019

Od Michaela cd. Odette - Walentynki [2/2]

Odchylam biały rękaw, spoglądając na zegarek. Cóż, nie mam dzisiaj konkretnych planów, więc co mi szkodzi pomóc studentce w desperacji? No dobrze, może nieco przesadziłem z określeniem jej uprzejmej prośby, której pojawienie się było dosyć logicznym następstwem wykazania się mojej wiedzy. A co do rzeczy, która może mi przeszkodzić, to mogły być to jedynie walentynki znajdujące się w moich dłoniach - o przeróżnych kształtach i kolorach, w których prym mimo wszystko wiodła czerwień i róż. Wszystko rządzi się swoimi prawami.
- Za niedługo kończę pracę. Możemy pójść coś zjeść na mieście i wtedy powiem ci wszystko, co sam wiem i odpowiem na ważne pytania - proponuję połączenie nauki z miłym spędzeniem czasu, nie biorąc pod uwagę, że i tak musiałbym pójść od razu po pracy po jakiś posiłek. To może być dobrym, a nawet jedynym momentem, w którym będę mieć cokolwiek w ustach od dłuższego czasu.
Odette unosi ramiona i uśmiecha się na znak zgody. Nie ma nic przeciwko, choć obydwoje pewnie wiemy, że do zrobienia jej "zadania domowego" jakieś miejsce do pracy jest potrzebne. W miarę spokojne. Przynajmniej w moim przeświadczeniu.
- Ale dopóki nie rozniosę tego po oddziałach, nie będziemy mieli spokoju - unoszę nieco wyżej trzymane kartki walentynkowe, na które dziewczyna spuszcza wzrok - Właściwie to urwanie głowy grozi tylko mi, ale co powiesz na przysługę za przysługę?
- Jeśli nie napiszę tej pracy, profesor pewnie i mnie nie oszczędzi, więc zgoda. Życie za życie - Odette zgina kartkę z tematem i chowa ją z powrotem do torebki. Sięga po część walentynek, zabierając mniej więcej połowę z entuzjastycznym uśmiechem.
Obydwoje ruszamy wzdłuż korytarza ku oddziałowi, na którym pracuję. Najlepiej zacząć od tej znanej części dla samego siebie, ale jeśli mnie wzrok nie myli, to będziemy musieli jeszcze zahaczyć o oddział neurologii dziecięcej, a tam rozdawanie walentynek może nam zająć więcej czasu. Choć starsi pacjenci potrafią być bardziej rozgadani niż dzieci.
- Poza tym, to ciekawe doświadczenie. Coś czuję, że nigdy taka okazja się może nie powtórzyć - zatrzymujemy się przy drzwiach do gabinetu pielęgniarek. Zanim Odette zada mi pytanie, dlaczego próbuję się tutaj dostać, zdążam jej wytłumaczyć.
- Znajdziemy dla ciebie jakiś fartuch medyczny, co by się nie przyczepili - otwieram ramieniem drzwi - I... muszę coś załatwić - posyłam jej uśmiech i wchodzę do środka.
Dziewczyna niepewnie robi krok do przodu i staje w przejściu, przytrzymując drzwi. Odkładam kartki na stolik i wchodzę w głąb pomieszczenia. Sięgam po jakiś biały żakiet medyczny, wzrokowo oceniając, czy będzie w miarę ładnie leżał. Biorę jeden z mniejszych rozmiarów i przerzucam go sobie przez rękę.
- Kradzież fartuchów też powinno się zgłaszać? - odwracam się na znajomy od niedawna dźwięk głosu młodej dziewczyny, która od niedawna jest pielęgniarką na oddziale.
Blond warkocz Aimee spływa po ramieniu, a ona sama wygląda dziś naprawdę ładnie.
- W potrzebach medycznych - przechylam delikatnie głowę w bok z poszerzającym się uśmiechem, wraz z jej coraz większym uniesieniem kącików ust - Oddam, obiecuję.
- Dobrze, panie doktorze. Wierzę panu - chichocze - Pomyślałam, że może byśmy wybrali się razem na lunch? - otwieram usta, ale nic nie odpowiadam, bo właściwie zachowałbym się nie fair wobec Odette. A dziewczyna jest naprawdę sympatyczna, zresztą łączy nas wspólna sprawa ratowania życia - jej przed profesorem, a moje przed żoną. To znaczy ex żoną.
- Jestem już zajęty - co ty gadasz, Mike? Zabrzmiało to dosyć idiotycznie i nie wiadomo, jak mogła to odebrać, szczególnie że jej wzrok skierował się na drzwi, przy których na pewno czekała Odette - Pomagam w ważnej sprawie - tak, tak, wkop się bardziej - Ale jutro bardzo chętnie - dodaję natychmiast. Odpowiada mi rozbawiony śmiech kobiety, która skinieniem głowy daje jednoznaczną zgodę.
No, nie poszło tak źle. Albo mi się tak wydaje.
Żegnam się bez słów z nią i wychodzę z pomieszczenia, zabierając ze stołu walentynki. Zanim jednak wyjdę całkowicie z gabinetu pielęgniarek, odwracam się, tym razem w bardziej zawodowej sprawie.
- Aimee - wypowiadam jej imię, czekając, aż pojawi się zza ściany. Patrzy wyczekująco i dziwną iskrą w oczach, której początkowo nie jestem zdolny zauważyć - Gdyby któraś z pielęgniarek miała wyniki Josepha Blackwell, a nie znalazła mnie w gabinecie, to daj mi znać - dziewczyna kiwa głową i znika z powrotem za ścianą.
Wychodzę i od razu zwracam uwagę na Odette. Wręczam jej fartuch, który wkłada na siebie i wyciąga włosy spod białego materiału.
- Leży cudownie. Wyglądasz jak prawdziwa służba zdrowia - uśmiecham się i oddaję część jej walentynkowej kupki, którą przytrzymałem, podczas gdy ona zakładała na siebie fartuch.
- To była ta sprawa do załatwienia? - jej uniesiona brew może wskazywać jedynie na to, że właśnie rzuciła luźną sugestię. Marszczę brwi, ale uśmiecham się kącikiem ust, jak to w moim zwyczaju.
- Ostatecznie nie została załatwiona - odpowiadam - Dobrze. Chodźmy, zanim skończy mi się przerwa - natychmiast naprowadzam ją na właściwy temat i prowadzę do pierwszej sali.
Problem polegał jedynie na tym, że na niektórych walentynkach nie był napisany numer bloków i sali, co znacznie utrudniło mi szukanie. Pamiętam imiona swoich pacjentów, ale nie wszyscy byli pod moją opieką. A Finn, mój współpracownik, jak zwykle znalazł okazję na wcześniejsze wybycie ze szpitala. Z każdym trzeba było zamienić parę słów, ale w towarzystwie Odette szybciej to szło. Większość brała ją za studentkę, praktykującą w szpitalu i nie wyprowadzaliśmy nikogo z błędu. Najpierw z powodu zaistniałej sytuacji, a potem już z braku czasu. A zajęło nam to prawie całą moją przerwę.
Rozdawanie walentynek miało też swoją drugą stronę. Tę mniej męczącą i zawierającą na pewno momentami radość z powodu szczęścia drugiej osoby. Szczególnie już samotnych starszych osób.
Największym wyzwaniem okazało się wyjście z oddziału dziecięcego. Choć nie należał do mnie, to nie udało mi się wcisnąć walentynek dr. Nellsonowi. Jakoś trzeba było sobie poradzić.
- Następnym razem wyznaczymy w szpitalu osoby odpowiedzialne za rozdawanie - idziemy w kierunku mojego gabinetu - Ale wszystko przynajmniej zostało rozdane. Dziękuję za pomoc.
- Jeszcze mi się odwdzięczysz - uśmiecha się pod nosem - I właściwie, to nie wszystko. Została jeszcze jedna - Odette wyjmuje z kieszeni czerwoną kopertę. Zatrzymujemy się i wtedy dziewczyna wyciąga rękę.
- Z tego co jest napisane, jest ona dla ciebie - unoszę brew i przekrzywiam głowę - Chyba ktoś musiał się pomylić i wrzucił kopertę do skrzynki dla pacjentów - zabieram z jej rąk walentynkę dla mnie. Patrzę na swoje imię i nazwisko oraz wygląd liter, ale nic mi one nie podpowiadają.
- Dziwne, wszystkie walentynki były wrzucane do jednej skrzynki, ale potem sortowane. Pewnie się zagubiła - wzruszam ramieniem i chowam ją do swojej kieszeni.
W tym samym czasie podchodzi do nas pielęgniarka i przekazuje mi badania dziadka Odette, mówiąc, że Aimee dała jej znać. Kiwam głową i dziękuję pielęgniarce.
- Za chwilę mam kolejnego pacjenta. Spojrzę na wyniki. Z badań, które zleciłem, powinienem bez problemu postawić diagnozę i sprawdzić, które leczenie będzie najlepsze. I przede wszystkim określić, który to rodzaj epilepsji. Niedaleko szpitala jest restauracja...
- Tak, wiem, o którą chodzi.
- Możemy się tam spotkać i omówić walentynki - proponuję miejsce spotkania, które przyszło mi jako pierwsze do głowy.
- Nie ma sprawy. Jeszcze raz dziękuję, nie tylko za to - uderza dłonią w torbę, gdzie schowana jest kartka z tematem - Ale też za dziadka.
- Cóż, cieszę się, że mogę pomóc. W takim razie, do zobaczenia później i pozdrów dziadka - żegnam się z nią, w tym samym momencie otwierając drzwi od swojego gabinetu.
Dziewczyna uśmiecha się na pożegnanie i odwraca. Wchodzę do swojego gabinetu i od razu zajmuję się przejrzeniem papierów. Przyglądam się wynikom badań, które już częściowo naprowadzają mnie na odpowiedź, a tym samym przybliżają do postawienia diagnozy.
Będzie potrzebny jeszcze rezonans magnetyczny.
Powinienem mieć gdzieś książkę, która może przydać się Odette do wypracowania.
Odwracam się w stronę lekarskiej biblioteczki. Z tego, co wiem, zawsze można na nią liczyć. Czytam każdy tytuł po kolei, w końcu znajdując tę, która może stanowić pewną pomoc. Pożyczenie jej dziewczynie nie jest żadnym problemem, a podejrzewam, że nie będzie także z jej powrotem, gdyż i tak pan Blackwell musi wrócić na kolejne badania.
Drzwi od gabinetu się otwierają i wtedy wchodzi kolejny pacjent. Odkładam książkę na bok biurka, w miejscu, w którym nie zapomnę jej wziąć ze sobą.
~*~
Od razu po pracy, wchodzę do restauracji. Jako w miarę stały klient rozpoznaję już pracowników, a oni mnie. Szczerze powiedziawszy, to nie jestem głodny. Bardziej zmęczony. Dlatego zamierzam zamówić jedynie wodę.
Rozpoznaję Odette, która zauważyła mnie od razu po wejściu i dosiadam się do niej. Zdejmuję płaszcz i odkładam go obok, próbując pamiętać o książce, którą przyniosłem dla dziewczyny.
- Idealnie w porę - sprawdza godzinę na telefonie.
- To była jakaś wyznaczona? - udaję zaskoczenie. Kelner kładzie na stole szklankę z wodą.
- Nie zamawiasz nic do jedzenia? - pyta zaciekawiona. Pewnie pamięta, że właściwie chciałem coś zjeść. Ale to było parę godzin temu.
- Nie jestem głodny. Poza tym teoretycznie pracy jeszcze nie skończyłem - ruchem głowy wskazuję na temat jej wypracowania. Z tego, co zdążyłem zauważyć, zaczęła już sobie coś wypisywać w notatniku, między innymi pytania.
- No dobrze, miejmy to już za sobą - wzdycha z delikatnym uśmiechem.
- Jestem gotowy do wywiadu.
- Taka ze mnie profesjonalna reporterka, jak... - unoszę brew - Nieważne. Co się dzieje podczas zakochania?
- Stajemy się innym człowiekiem. Dosłownie, jak i w przenośni. Wracając do tego, co zauważyłaś w szpitalu podczas naszej rozmowy. O układzie limbicznym. On właściwie steruje naszymi emocjami, zachowaniami w pewnych sytuacjach. Współpracuje ściśle z korą przedczołową, która reguluje poziom aktywacji emocji. Żaden inny narząd nie wpływa tak na całego człowieka. Mózg steruje wszystkim. Nawet zakochanymi, choć nie w każdym przypadku dobrze.
- Twierdzisz, że mózg pozwala nam "dobrze wybrać"?
Zastanawiam się nad tym pytaniem. Mój wzrok utkwił głęboko w jej spojrzeniu, ale ja sam nie jestem obecny. Mógłbym dać naukowe wytłumaczenie, jakąś formułkę złożoną z wielu niezrozumiałych słów, ale z doświadczenia wiem, że lepiej wszystko tłumaczyć życiowo.
- Wierzysz w przeznaczenie? - nie dostaję natychmiastowej odpowiedzi. Odette wydaje się nieco zdezorientowana, ponieważ nie była to odpowiedź na jej pytanie. Opuszcza wzrok na temat swojego wypracowania i otwiera usta, ale ostatecznie nic nie mówi przez dłuższą chwilę.
- Właściwie, to nigdy się nad tym nie zastanawiałam - wzrusza ramionami, ponownie unosząc oczy - Nie wiem, czy może istnieć coś takiego, jak przypisana nam od samego początku życia osoba, z którą jesteśmy, hm... związani - kiwam głową na znak zrozumienia - Ale w końcu znajduje się ktoś, z kim żyjemy do końca życia.
- Ja nie wierzę w przeznaczenie - wyrażam swoje zdanie pewnie i mając nadzieję, że nie zabrzmiało to zbyt surowo - Na świecie żyje tyle osób, do których byśmy pasowali, choć każdy z nas jest inny. Dlaczego mając przy sobie już kogoś, kogo pokochaliśmy, jesteśmy zdolni obejrzeć się za kimś drugim? Mózg płata nam figle w postaci hormonów, a główną rolę odgrywają tu neurohormony. One mają ogromny wpływ na działanie całego naszego organizmu.
- Adrenalina? - wtrąca Odette. Uśmiecham się i przyznaję jej rację.
- Owszem, ale ona swoje zastosowanie znajduje zwykle w sytuacjach stresowych. Może to być pierwsza randka albo jakiekolwiek spotkanie, na którym nam zależy. Szybsze bicie serca, pocenie się rąk, rozszerzone źrenice, co właściwie też jest ciekawym zjawiskiem do omówienia i ma swoje powody w innym aspekcie - to właśnie wina adrenaliny i kortyzolu, z czego ten pierwszy hormon motywuje nas do działania, a także robienia nieraz irracjonalnych rzeczy.
- Coś jak uzależnienie...
- Bingo - pstrykam palcami w powietrzu - Dopamina. Nawet nazwa może być skojarzona z jakimś mocnym narkotykiem. Intensywne działanie jądra ogoniastego będącego parzystym skupiskiem istoty szarej oraz... taka dygresja nie na temat. Co ja chciałem...
- Dopamina, czyli hormon szczęścia. Główny powód uzależnienia od miłości.
- Dokładnie oraz przyczyna naszej rozpaczy po utracie kogoś, kogo kochamy. Niektórzy twierdzą, że jej nagły spadek jest jak odwyk dla mózgu. Można na tej zasadzie stwierdzić, że osoba, w której jesteśmy zakochani to obiekt, który pozwala nam utrzymywać się w "stanie szczęścia", co może równać się z naszym egoizmem, ale to już raczej zagadnienie dla psychologów. Dopamina w naszym organizmie jest niezbędna, bo odpowiada za napęd ruchowy, ale także "steruje" naszą strefą emocjonalną. Wyzwalają ją wszelkie źródła przyjemności.
- Zakochanie zmienia sposób myślenia?
- Znacznie na niego wpływa. I w odpowiedzi na to pytanie swoją główną rolę zagra kolejny hormon - serotonina i trochę mniejszą, wazopresyna. One jednak odpowiadają za tę intymniejszą stronę zakochania, ale to za chwilę. Widzisz... mój wykładowca przedstawiał nam badania dotyczące procesów myślowych par ze świeżym stężeniem, które przypomina, poniekąd, to obecne u chorych na zaburzenia obsesyjno-kompulsywne. Myślę, że doskonale wiesz, co to może oznaczać, a w życiu trochę przypadków obsesyjnych miłości było.
- W przełożeniu, ciągłe sprawdzanie telefonu, czy przypadkiem on nie napisał.
- Może powinienem przyjmować studentów biologii na oddziały? Całkiem dobrze mi się z tobą rozmawia. W każdym razie, jeśli dasz w wypracowaniu przykłady, na pewno będzie to pewniejsze przełożenie na rzeczywistość, aby twój profesor nie zobaczył samych czysto medycznych wyrażeń rodem z opracowań neurologicznych.
- Sam tego chciał - uśmiecha się zadowolona - A więc serotonina odpowiada za nasze irracjonalne zachowanie?
- W znacznej mierze.
- A popęd seksualny?
- Skutek kolejnego hormonu i to wcale nie tylko tych płciowych.
- Czy wszystko opiera się na hormonach? - kręcę głową, ale właściwie powinienem przyznać jej rację. Większość procesów w naszym organizmie zachodzi dzięki nim. Ich niedobór bądź zbyt duża ilość zawsze prowadzi to problemów.
- Każdy z nich jest wydzielany przez odpowiedni obszar w mózgu. Gdyby nie przekazywanie neuroprzekaźników przez synapsy, wszelkie odczucia w stanie zakochania, czy odpowiednie reakcje nie pojawiłyby się, bo nie byłyby aktywne hormony. Stan zakochania neurolodzy i psycholodzy mogą dzielić na etapy. Gdy minie pierwszy z nich - zauroczenie - na plan wchodzi oksytocyna, która już nie będzie wywoływała u nas gwałtownych reakcji, jak w przypadku dopaminy, czy serotoniny. Dzięki niej angażujemy się w związek, odczuwając już bardziej zrównoważone uczucia, o ile jesteśmy dojrzali emocjonalnie... i ogólnie odpowiedzialni. To "hormon miłości" uwalniany do krwi, który produkuje podwzgórze, jeden z najważniejszych części międzymózgowia. Jego neurony pełnią funkcję wydzielniczą oraz koordynują pracę układu dokrewnego, ale znowu zmieniam temat... Oksytocyna wzmacnia potrzebę bliskości. Wydzielana jest na przykład podczas porodu i oczywiście w relacji pomiędzy kobietą a mężczyzną w sytuacji zbliżenia. Dzięki niej nawiązujemy głębszą więź emocjonalną, pragniemy bliskości, choć często przysłaniana jest przez popęd seksualny. Oksytocyna to biologiczny wzmacniacz emocji, wspomagacz do budowania dobrego związku, ale swoje negatywne działanie ma u osób zazdrosnych, u których właśnie to uczucie jest wzmacnianie. Dlatego tak ważne jest stworzenie zdrowego związku, polegającym na wzajemnym zaufaniu, a nie chorobliwej chęci zaspokojenia się.
- Więc brak emocji w związku też jest naukowo wytłumaczalny?
- Nie tyle co brak emocji, ale oziębłość i niewyraźna chęć angażowania się. Zahamowanie wydzielania wazopresyny może to powodować.
- Czyli odpowiedzią za naszym stanem zakochania, stoją hormony? - Odette podnosi głowę znad notatnika i delikatnie stuka końcówką długopisu w blat stołu.
Odkładam swoją szklankę.
- Pobudzane przez neuroprzekaźniki, które z kolei bez odpowiedniego miejsca i pracy mózgu nie miałyby żadnego znaczenia. One sterują naszymi emocjami. W większości hormony faktycznie odgrywają rolę w pobudzaniu naszego organizmu, mają skutek na emocjonalną naszą część. Zarówno na psychikę, jak i fizjologiczną strefę. A w zależności od płci, reagujemy różnie. Inaczej "kocha" mózg mężczyzny a mózg kobiety. Wiadomo, że mężczyźni to wzrokowcy. U nas bardziej aktywna jest część odpowiedzialna za obrazy i wyobrażenia wizualne, więc to nieprawda, że kobiety mają większą wyobraźnię. Może w niektórych aspektach. Z kolei u was przestrzeń odpowiadająca za pamięć wykazuje lepszą działalność.
- Jeszcze jakaś ciekawostka?
- Czekolada i dlaczego mówimy, że powoduje u nas szczęście.
- Czytałam kiedyś, że dzięki niej aktywują się endorfiny.
- Oraz fenyloetyloamina. W stanie zakochania jest wydzielana w dużym stężeniu. Jej budowa jest podobna do amfetaminy, pobudza receptory opioidowe. Wielu badaczy przyrównuje zakochanie do stanu narkotycznego. Możesz to dopisać przy dopaminie.
- Wychodzi na to, że miłość jest niezdrowa.
- Wręcz przeciwnie. O ile wszystko działa poprawnie. Miłość to wybuchowa mieszanka chemiczna, z dodatkiem neuroprzekaźników przewodzących sygnały. I to prawda, że jest ślepa. Mózg to nie tylko chłodny racjonalizm i kalkulacja. Kora czołowa, odpowiedzialna za właśnie tego typu pracę, jest w przypadku miłości nieaktywna. Dlatego wobec osoby, którą kochamy, robimy się mniej krytyczni i surowi.
- Piękne zakończenie i wprowadzenie do wniosku - dziewczyna szybko zapisuje sobie końcówkę i zadowolona przegląda kartki.
- Masz jeszcze jakieś pytania? - w końcu wypijam całą zawartość swojej szklanki.
- A może być takie... prosto z życia? - zadaje niepewne pytanie.
Zaskakuje mnie tym, choć jestem przekonany, że pozwalając jej na przeprowadzenie tego doświadczenia, mogę zostać zaskoczony jeszcze bardziej. Jakoś nie jestem wyznawcą motta "Czego nie robi się dla nauki?", ale po chwili wahania zgadzam się na to, aby odpowiadać w miarę szczerze na jej pytania, które mogą zahaczać nie tylko o moją prywatność, ale i odczucia.
- Proszę - zgadzam się na być może niewygodne pytania, ale w końcu zdecydowałem się na współpracę.
- Nie wiem tylko, czy mogę wkroczyć aż na taką delikatną sferę - mówi nieco niepewnie. Mimo wszystko czuję się nieco zaintrygowany.
- Cóż, na tle naukowym może wyjdzie to mniej niezręcznie.
- Załóżmy... Jeśli jest dwójka kochających się ludzi. Zaczynają planować życie, biorą ślub. A potem się rozstają i znajdują nowych partnerów. To też wpływ mózgu i tych wszystkich zwariowanych hormonów, czy tu wchodzi już coś głębszego niż zachodzące chemiczne zmiany w mózgu? - stukam placami o blat stołu i zaczynam się zastanawiać, trochę nieświadomie opierając się na własnym przykładzie.
- Aktywność pewnych stref mózgu, jego płatów, ośrodków oraz stężenie hormonów w końcu musi ulec zmniejszeniu, w innym razie, nasz organizm nie byłby w stanie utrzymać takiego przeciążenia. Wydaje mi się, że w dobrym związku, to wszystko, o czym rozmawialiśmy, musi działać na zasadzie nieustannej paraboli - wzrastać i maleć, w odpowiednich momentach.
- A jeśli tego nie ma, to związki się rozpadają.
- W grę oczywiście wchodzi także psychologia człowieka, jego seksualność i indywidualne percepcje - przypominam sobie o książce i zanim Odette cokolwiek powie, kładę ją na blat przed nią - Poczytaj sobie ją. Zaznaczyłem parę ciekawych rzeczy, które mogą się przydać w wypracowaniu. Znajdziesz tam też kartkę z datą, kiedy dziadek ma się do mnie zgłosić na następną wizytę. Tak, żeby nie zapomnieć. Wydaje mi się, że twój profesor powinien być zadowolony.
- Dzięki. To były jedne z najciekawszych walentynek - skłaniam delikatnie głowę i posyłam jej uśmiech.
- Polecam teraz odprężenie w domu. Nie zdrowo tak pisać pracy po zebraniu informacji. Tak przynajmniej mówił mój profesor na uczelni.
- Masz spotkanie z tą fajną blondynką? - spoglądam na Odette w milczeniu.
Cwaniara.
- Być może, a teraz życzę miłego wieczoru panno Blackwell. Proszę iść się uczyć - żartuję i wstaję z miejsca wraz z nią.
- Słyszałam po drodze jak mówiła, że lubi słony karmel. Taka drobna pomoc z mojej strony. Do zobaczenia - podajemy sobie ręce i wtedy Odette kieruję się do drzwi restauracji.
Oglądam się i uśmiecham sam do siebie.
Te walentynki będą całkowicie inne niż dotychczasowe.
I dobrze.

+30 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz