15 lut 2019

Od Louise cd. Noah

          Naciskam lekko klamkę. Nie dziwię się, gdy odkrywam, iż drzwi są zamknięte na klucz. Pukam jeszcze kilkakrotnie. Odpuszczam po kilku minutach, osuwając się na zimną kostkę przed nimi.
          Chciałam go zdradzić.
          Bzdura, ja go zdradziłam.
          Zerwałam tę nić, która zdążyła pojawić się między nami przez ten długi czas. Czas bogaty w trudne chwile, wzloty, upadki, momenty, gdy oboje zwątpiliśmy i wydarzenia, do których mogłabym wracać każdego dnia. Zerwałam tę nić, ponieważ Noah powiedział jedno słowo za dużo, będąc w furii, a ja go obwiniałam, klejąc się przy tym do jego brata. Ha!, kleiłam się do jego brata, czyli koszmarnie snobistycznego i egoistycznego dupka, który, z pewnością, uwiódł mnie totalnie dla zabawy i w formie zemsty na bracie. Doskonale znam historię Brownów, więc zachodziłam w głowę dlaczego Aaron chciałby to zrobić — w końcu to Noah był tym “gorszym” synem.
          Przez ten czas płaczę niemalże bez przerwy, wyrzucając sobie całą tę sytuację.
          Tak, to moja wina.
          Tak, ja pozwoliłam mu na to.
          I tak, masz prawo być zły, Noah. Masz prawo mnie rzucić, przy tym wyzywając od najgorszych, przyjmę to z pokorą i odejdę. Odejdę. Nie będziesz musiał już na mnie patrzeć. Pozwolę ci być szczęśliwym.
          Noah był szczęśliwy ze mną. Widziałam to, czułam. Stanowiliśmy idealny duet. Wiedziałam doskonale, że jakikolwiek cios zadany prosto w jego serce skończy się tragicznie. Nigdy nie chciałam go zranić, och, boże, dlaczego nie mogę cofnąć czasu? On jest jak delikatna róża, uzbrojona na zewnątrz jak najbardziej się da, a wewnątrz kryje najszczersze uczucia i wrażliwość, której nikt nigdy by się nie spodziewał. Ale ja go znam i wiem, co kryje się między tymi płatkami. Przygarnęłam tę różę, obiecując, iż będę dbać o nią jak o najważniejszy i najcenniejszy kryształ. Zaufał mi, a ja wszystko zaprzepaściłam. Nienawidzi mnie.
          Ignorując roztrzęsione dłonie sięgam po telefon i piszę krótką wiadomość. Gdy mój kciuk niemalże muska ikonkę wysyłającą, cofam go. Nie potrafię. Nie mogę. Muszę dać mu czas. Ale… nie mogę odejść, boże, coś mnie tu trzyma. Pukam jeszcze trzy razy, lecz wyraźnie zbyt cicho. Na tym pozostaję. Noah zdaje się nie słyszeć cichego dobijania się do jego domu. Zaciskam powieki i odchodzę. Na kilka dni. Na kilka tygodni. Ile tylko zechcesz, Noah. Ile tylko zechcesz.
          Zasypiam nad ranem. Poprawka, nie zasypiam, jedynie drzemię. Cała noc zeszła na myśleniu. Poprawka, całą noc przepłakałam, obwiniając siebie i tylko siebie. Bo to jest moja wina. Popra… nie, to naprawdę tylko moja wina. Nie potrafię szukać innego wytłumaczenia, ponieważ to ja zawiniłam, ja chciałam to zrobić, tylko mi groziły konsekwencje. Aaron mógł sobie pozwolić, jest w końcu sam. Poszłam o krok za daleko. Ciągle go ranię. Cholera, ta relacja była tak piękna. Wyjmuję telefon z szufladki szafeczki nocnej i wchodzę w konwersację moją i Browna. Zablokował mnie na Rivenley. Siłuję się z sobą, aby wejść w SMS’y. To właśnie tą drogą zeszłej nocy chciałam wysłać mu wiadomość, która zapisała się. Ku mojemu zdziwieniu, nie rozpisałam się na tyle, by szczególnie żałować nie wysłania SMS’a. I tym razem dopadam się klawiatury, piszę bardzo powoli i znów waham się nad wysłaniem. Po raz kolejny nie klikam samolocika i odkładam telefon, zaszywając się gdzieś w kołdrze.
          Nienawidzę siebie.
          Nienawidzę tego, jak krzywdzę innych.
***
          Po kilkunastu minutach zwlekam się z łóżka, by doprowadzić się do jakiegokolwiek stanu lepszego od aktualnego. Próbuję ułożyć włosy, które wcale nie ułatwiają mi zajęcia. Poddaję się, gdy targam je jeszcze bardziej. Jęczę przeciągle. Nie doskwiera mi głód. Czuję przedziwną pustkę. Wyrzuty sumienia nasilają się. Zaciskam oczy jeszcze mocniej, torując łzą drogę przepływu. Pomimo starań, nie potrafię myśleć o czymkolwiek innym. W końcu wychodzę z łazienki i kieruję się na dół. Potrzebuję ich. Potrzebuję dobrych rad, potrzebuję kogoś, kto wysłucha mnie od początku do końca.
          Rodzice siedzą przy stoliku, przyglądając się jakimś papierom. Nakładam sztuczny uśmiech i podchodzę do nich, obejmując obojga ramieniem.
          — Spójrz — szepce mama, odsuwając się nieco. — Twój brat.
          I w tej chwili czuję, jak ziemia chwieje się, a nogi przybierają postać waty. Boże, nie było mnie tak często, że całkowicie zapomniałam. Mój brat. Moje rodzeństwo. Kolejny problem. Nie. Nie mogę mówić tak o kimś tak istotnym dla rodziców. Przepraszam ich tylko i wracam biegiem do pokoju.
          Łączę się po raz trzeci z Noah, łudząc się, że tym razem odbierze.
You've carried on so long
You couldn't stop if you tried it
You've build your wall so high
That no one could climb it
But I'm gonna try
NOAH?

2 komentarze: