21 lut 2019

Od Damiena CD. Rose

W milczeniu przyglądałem się słowom miganym przez Rose i dopijałem końcówkę mojej kawy, zaraz potem wyciągnąłem dłoń po większą filiżankę należącą do dziewczyny.
- W poprzedniej szkole zapraszali mnie tylko, żebym mogła się poczuć głupio. Wiesz, byłam ładnym tłem dla znajomych, kiedy podrywały facetów - migała z trudem, sam musiałem się skupić, by zrozumieć o co czasami jej chodzi. 
- Może się nie starałaś wystarczająco - wzruszyłem ramionami i upiłem łyk latte, było okropne, bo dziewczyna je przesłodziła. 
- Łatwo ci mówić - na jej twarzy pojawiło się wyraźne rozgoryczenie. Faktycznie, było to nieco nietaktowne, ale postanowiłem nie drążyć tematu i nie przepraszać jej.
- Ty nie mówisz od niedawna - zauważyłem. Kiwnięciem głowy przyznała mi rację. - Dla twoich przyjaciół to musiała być duża zmiana, wiesz, w nowym gronie to, że milczysz będzie naturalne, wszyscy się przyzwyczają.
- Albo nie.
- Nie doceniasz naszej uroczej grupki - prychnąłem pogardliwie.
- Macie jakąś grupkę? - zainteresowała się.
- Można tak powiedzieć, że dobrze się znamy, bo trzymamy się od podstawówki razem, przedstawię ci ich może na imprezie, jak pójdziesz, ale pewnie będą też ludzie od Gossie. 
Twarz dziewczyny poweselała nieco, a ja duszkiem dopiłem niesmaczną kawę.
- Rozwali ci się serce od tego - Rose zwróciła mi uwagę, a ja zacisnąłem usta. Katie również wypominała mi to picie kawy w przesadnych ilościach. Westchnąłem cicho i odwróciłem się.
- Pójdę zapłacić - rzuciłem i skierowałem się w stronę kasy. Dziewczyna złapała mnie za ramię, a ja zerknąłem na nią pytająco.
- Czekaj, oddam ci połowę - wymigała i zaczęła szukać w torbie portfela. 
- Daj spokój - wyrwałem się jej i ją wyminąłem.
Po chwili szliśmy dość szybkim krokiem z przystanku autobusowego w kierunku mojego domu, było dość zimno i w dodatku zaczął padać śnieg. Naciągnąłem na głowę kaptur kurtki i wcisnąłem dłonie w kieszenie. Rose pociągnęła mnie za rękaw, ale nie miałem siły podnosić głowy, bo lodowaty podmuch sprawiał, że policzki szczypały.
- Pięć minut, jak się pospieszymy - odpowiedziałem cierpko, domyślając się, o co dziewczyna chce spytać. 
Szczęśliwi przekroczyliśmy próg mojego domu, w którym przywitała nas moja mama z Laurą. Siostra była tak podekscytowana, że nawet nie zwróciła uwagi, że kogoś przyprowadziłem. Nie zważając na to, że zdejmuję właśnie but i stoję na jednej nodze, zaczęła szarpać mnie z entuzjazmem.
Złapałem się ściany, by odzyskać równowagę i popatrzyłem na nią pytająco. 
- Laura musi ci się czymś pochwalić - zaśmiała się mama, a później zaciekawiona przeniosła wzrok na Rose.
Natomiast ja skupiłem uwagę na Laurze, która właśnie wcisnęła mi w ręce coś białego.
- Czy to ząb mleczny? - uniosłem brwi, na co dziewczynka uśmiechnęła się szeroko, pokazując mi szereg białych zębów, wśród których brakowało górnej jedynki.
Zaśmiałem się i pstryknąłem ją w nos.
- Obiecywałaś, że przywiążemy go do klamki od drzwi - wymigałem, a ona popatrzyła gdzieś w bok.
- Sam wypadł - odmigała i wzruszyła ramionami. Odwróciłem się i popatrzyłem na Rose, która uśmiechała się łagodnie i kryła gdzieś za moimi plecami.
- Mamo, to Rose, Rose, to moja mama, a to moja siostra, Laura - przedstawiłem wszystkich i powiesiłem kurtkę na wieszaku. 
Blondynka skłoniła nisko głowę ku mojej mamie w geście powitania. 
- Rose nie mówi, ale słyszy, jak coś - zaznaczyłem, jakby to była najnormalniejsza na świecie rzecz, a oczy mojej mamy rozbłysły jeszcze bardziej zainteresowane.
- No, no - odparła krótko - powieś sobie ten płaszczyk obok - wskazała jej wolne miejsce na wieszaku - zrobię wam coś do picia, jest zimno.
- Okej, my idziemy do pokoju, musimy się pouczyć.
Moja mama zrobiła tak wskazującą minę, że aż odruchowo popatrzyłem na Rose, czy nie widziała, na szczęście akurat była odwrócona.
- Zawołam cię za chwilę po herbatę - oznajmiła Irene, złapała Lau za rękę i powlokła ją do kuchni.
Wyszliśmy na piętro, otworzyłem drzwi do pokoju i puściłem Rose przodem, dziewczyna rozejrzała się zainteresowana i przyjrzała malowidłu na ścianie. Również rozejrzałem się, ale w celu ogarnięcia spojrzeniem, czy nigdzie nie leży nic, co mogłoby mnie kompromitować. Kopnąłem piętą czarne dresy pod łóżko i poprawiłem przekrzywiony koc na łóżku, gdy dziewczyna studiowała graffiti. 
- To też jest twoje? - spytała, patrząc na kobietę na ścianie.
- No, ale stare, znudziło mi się już, muszę zamalować nowym, ale to może na wiosnę, bo spraye śmierdzą, a teraz jest za zimno, żeby wietrzyć - odparłem, równocześnie sprzątając na biurku. - Nie posiadam czegoś takiego, jak podręcznik, albo zeszyt do biologii, więc muszę zdać się na ciebie.
Rose rozsiadła się na moim wygodnym, skórzanym obrotowym krześle, a ja musiałem zadowolić się tylko drewnianym stołkiem od toaletki, przyniesionym z pokoju mojej mamy. 
- Nie dziwie się, że ropuszyca chce cię uwalić na semestr - uśmiechnęła się lekko i obróciła dookoła. Zatrzymałem ją gwałtownie, łapiąc za oparcie.
- Miałaś mi pomóc, a nie mnie moralizować.
Dziewczyna pokręciła głową i wyjęła swoje książki z plecaka. 
- Twoja siostra nie słyszy i nie mówi - zagaiła temat, gdy położyła stertę notatek na stoliku. 
- Od urodzenia, stąd znam migi - wyjaśniłem - pewnie za chwilę tu przyleci, więc musimy się streścić.

Rose? jakieś takie marne, ale nie mam ochoty na więcej teraz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz