22 lut 2019

Od Axela do Chloe

Często zdarza mi się, że będąc na imprezie dopada mnie moment rozjaśnienia umysłu. Siedzę tak jak teraz przy minibarku w domu kogoś, kogo właściwie tak naprawdę nie znam. W całym przepełnionym spoconymi, młodymi ciałami salonie jestem w stanie wymienić tylko kilka imiona należących do osób, które znam lub tylko kojarzę z widzenia. Wiem, że to oni mnie tutaj zaciągnęli i pamiętam, że ktoś mnie podwiózł, jednak teraz nie ma to większego znaczenia patrząc na niewielki procent trzeźwych gości. W pewnym niewielkim stopniu obrzydza mnie to, jak ci wszyscy ludzie się przepychają, obmacują, wypychają sobie nawzajem języki do gardeł w ciemnych kątach, myśląc że głośna, dudniąca muzyka, przyciemnione światła i tłum ludzi spowoduje, że nikt znajomy nie zauważy tego, że za kilka minut puszą się gdzieś w wolnym pokoju na piętrze. Zerkam na kieliszek przede mną i delikatnie się krzywię, marszczę brwi. Wydaje mi się, że nie wypiłem tak dużo, żeby mieć aż takie przebłyski. Biorę szkło do ręki i powoli nim przekręcam na tyle łagodnie aby paląca gardła ciecz się z niego nie wylała. W końcu odkładam go na blat, wstaję od mini baru i już całkowicie trzeźwym krokiem, przynajmniej na pierwszy rzut oka, udaje się do wyjścia, gdzie tylko zabieram z wieszaka moją skórzaną kurtkę. Wychodzę na zimne, puste podwórze, na którym leżą już tylko pojedyncze kupki, jeszcze nieroztopionego śniegu. Lekkim krokiem podchodzę do furtki, a kiedy otwieram ją, wzdrygają się przy tym dzięki znacząco niskiej temperaturze klamki, a kiedy wychodzę na ulicę zdaję sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nie mam zielonego pojęcia gdzie ja jestem. Obracam się, rozglądam, nawet tabliczka z nazwą ulicy wisząca na płocie sąsiadów z naprzeciwka, akurat jeszcze znajdująca się w świetle latarni mi nie pomaga. Wzdycham i zaczynam grzebać po wszelkich kieszeniach, kręcąc na samego siebie głową. Zawsze to samo Axel, zawsze to samo.


W końcu znajduję telefon i bez chwili zawahania uruchamiam apkę z mapami. "W końcu trzeba jakoś wrócić do domu" mamroczę do siebie. Mam wrażenie, że nawet internet tutaj wolniej chodzi, aż zaczynam zniecierpliwiony wystukiwać stopą jakiś bliżej mi nieznany rytm. Dopiero kiedy aplikacja wyświetla mi mapę miasta, strzelam się wolną dłonią w czoło. Tym razem, kiedy zerkam na tabliczkę naprzeciwko, to zapisana na niej nazwa jest dla mnie całkowicie zrozumiała. Wiem gdzie jestem, problem jednak w tym, że mój dom jest dobry kawałek stąd, a ja nie mam pojęcia jak tutaj trafiłem. Chowam telefon, a mój brzuch wydaje odgłos niezadowolenia. Przypadłoby się zjeść coś ciepłego, zawsze to miała odmiana po imprezie zakrapianej alkoholem. Pocieram dłonią kark, intensywnie się zastanawiając, gdzie tutaj najbliżej do jakieś jedzenia. Dopiero po dłuższym czasie przypominam sobie o małej knajpce, z całkiem zadowalającymi burgerami, a sama myśl o mięsie powoduje, że ruszam w tamtą stronę szybkim krokiem.

~ * ~

Już z dobrych kilkunastu metrów mogłem zauważyć jak zza okien knajpki wylewa się upragnione przeze mnie światło. Jednak w miarę zbliżania się do tego miejsca, mogłem poczuć zapach pysznej wołowiny, różnych sosów i innego rodzaju jedzenia, które przyznam wtedy najmniej mnie interesowało. Wpadam do środka i gdy szef kuchni podnosi na mnie wzrok zza lady, uświadamiam sobie, że musiałem biec przez głód, chociaż ostatnie kilka metrów. Nawet mój oddech jest przyspieszony, za co karcę się wewnętrznie. Czas powrócić do biegania, bo tracisz formę. Mężczyzna uśmiecha się szeroko w moim kierunku, musiał mnie poznać, ponieważ kiedy miałem okres w moim życiu, kiedy przychodziłem tutaj zaskakująco nawet dla mnie samego często. Wieszam kurtkę i wtedy dobiega mnie jego głos.
- Axel dzieciaku, jak dawno cię tutaj nie było! - śmieje się do mnie stary już wąsacz. Kiedy ponownie na mnie zerkam wydaje mi się o wiele szerszy w pasie, niż przy naszym ostatnim spotkaniu. Uśmiecham się szelmowsko do niego.
- Trochę zgrzeczniałem przez ostatnie lata - podchodzę do lady, gdzie zauważam siedzącą przy niej dziewczynę. Zajmuję miejsce blisko niej, zostawiając jednak między nami jedno wolne miejsce, dla zwykłego komfortu. - Wydoroślałem, można powiedzieć - chichoczę pod nosem.
- Wydorośleć to ja nie wiem, ale wyrosłeś to na pewno, a nie było cię tylko dobre kilka miesięcy - wymachuje mi przez nosem łyżką.
- Nie było mnie tutaj dobry rok, staruszku - burczy tylko na to coś pod nosem, na co reaguję śmiechem. - Zrobisz mi takiego dobrego burgera, żebym przetrwał drogę do domu? - proszę go milutkim głosem, robiąc minę małego, skruszonego szczeniaczka.
- Zrobię, zrobię... - mruczy stary. Wtedy zaczynam się rozglądać po pustym lokalu, musi być bardzo późno, skoro znajduje się tutaj tylko dziewczyna obok i ja. Muszę przyznać się, że wychodząc z tamtego domu, do teraz ani razu nie sprawdziłem godziny. Teraz jednak rzuca mi się w oczy, że na dużym zegarze z czerwoną ramką, wiszącym na ścianie po lewo od nas, wskazówki pokazują niemalże pół do czwartej. Wydaje z siebie bliżej nieokreślony odgłos niezadowolenia, co przyciąga chyba uwagę mojej "towarzyszki", ponieważ nagle odwraca ku mnie głowę. Przypatrujemy się siebie chwilę z ciszy, po czym decyduję, że zdanie wytłumaczenia by się jej należało.
- Przepraszam, ja tylko spojrzałem jak bardzo późno jest - mówię, na co kucharz przed nami reaguje śmiechem. Odwracam się ku niemu. - No co?
- Nadal nie masz gadki co do kobiet, idę na zaplecze, nie spowoduj, żeby ona uciekła stąd z krzykiem, jasne? - kiwam energicznie głową w jego stronę. Wtedy ponownie odwracam się do siedzącej obok blondynki... a może szatynki. Ja się tam na tym nie znam.
- Też, czekasz? W sumie, to nie masz przed sobą talerza, głupie pytanie, może stary ma rację, że świruję obok pięknych kobiet... - wtedy ponownie odwraca się do mnie. Przez chwilę wpatruję się w jej piękne oczy. - Jestem Axel - uśmiecham się łagodnie. Wydaje z siebie, jakby szybki chichot, bardzo szybko stłumiony. Mimo to mój uśmiech jeszcze się powiększa.
- Chloe - odpowiada cicho, jakby sytuacja przed dosłownie kilku sekund nie miała wcale miejsca.
- Impreza, czy wracasz z nocnej zmiany? - próbuję, nawiązać jakąś rozmowę, jednak nie czuję się ani trochę pewien tego, co robię. Ona jednak reaguje tylko równie pewnie niepewnym co moje spojrzeniem, zatyka sobie kosmyk opadających jej na policzek włosów za ucho, dzięki czemu odsłania moim oczom swój profil. Zaciskam usta w wąską kreski i na chwilę przenoszę wzrok przed siebie, na kuchnię, w stylu tych wszystkich barów szybkiej obsługi. Palce u jednej z moich dłoni wystukując rytm do muzyki, cicho sączącej się z niewielkiego głośnika, zawieszonego u sufitu. Chyba tylko ona uśmierza tą niezręczność między nami. Wracam wzrokiem do nowo poznanej Chloe. - Często tutaj przychodzisz? Nigdy wcześniej się tutaj nie widziałem... - próbuję jeszcze raz.

Chloe?

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz