24 lut 2019

Od Charlie cd. Ophelia

     Zadaje zbyt wiele pytań. Zbyt wiele. Ale na każde odpowiadam, przywdziewając piękny uśmiech odsłaniający bielusie zęby. Jestem miła i udaję, że wcale mi to nie przeszkadza, nie narusza mojej przestrzeni ani nic z tych rzeczy. Po prostu jest ciekawa, nie mogę jej za to winić. Poza tym, jest starsza, znacznie starsza. Nieswojo czuję się w takim towarzystwie, zważywszy na to, iż aktualny kochanek mojej czterdziestoletniej mamy jest w wieku dwudziestu jeden lat. A poprzedni jest zaledwie sześć lat starszy. Ode mnie.
     Zanurzam usta w gorącej kawie, popijając jeden łyk, później następny, kończąc na trzecim. Napój zdążył nieco przestygnąć, więc zabieram się za spożywanie go, zanim wystygnie totalnie. Zimna kawa nie jest dobra, gdy wcześniej była ciepła. Odwracam wzrok od Ophelii, która wyraźnie nie ma problemu z nawiązywaniem kontaktu poprzez taką drogę, chcąc uniknąć peszących sytuacji. Po raz ostatni spoglądam przez okno obok. Z całego serca szanuję próby nawiązania kontaktu przez niejaką Off, jednakże czasami… czasami lepiej zamilknąć, tym bardziej, gdy właśnie coś jemy. Po kilkunastu minutach kontynuowania nużącej konwersacji zbieram nasze filiżanki i talerzyki, odstawiając je do odpowiedniego okienka.
     — Dziękuję — mówię, celowo pomijając fakt, iż to ja zapłaciłam, choć w formie przeprosin. — To… zwijam się już, mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy.
     — Mi też było bardzo miło. — Wykrzywia usta w miłym geście. — To mo…
     — N-nie.
     — Ale…?
     — Mama wysłała mi sms’a, naprawdę już idę, cześć, Oph — wyjaśniam, odwzajemniając uśmiech.
     Dziewczyna mierzy mnie wzrokiem i również się żegna. Koniec końców idziemy w dwie różne strony, a ja oddycham z ulgą. Nie to, że nie jej nie polubiłam. Nie jest irytująca, nie wkurza mnie, nic z tych rzeczy. Zwyczajnie źle się czuję, a nie chciałam, by nasza rozmowa polegała tylko na odbijaniu piłeczki: “Co lubisz robić?”-”Lubię piec, a ty?”-”Ja też, poza tym umiem grać na paru instrumentach.”-”Okay.”. Bezsensowne, co?
     W domu czeka na mnie niespodzianka — Molly i jej mama zdążyły już wyjść, więc Beatrice przygotowuje kolację. Zaglądam do kuchni, pochłaniając woń smażonego… czegoś, cokolwiek to jest. Nie pytam, z jakiej to okazji, bo jestem pewna, że dowiem się niedługo — mama rzadko kiedy coś przygotowuje, już nie mówiąc o posiłku dla nas dwóch. Z tego względu po prostu obwieszczam, że już wróciłam i proszę, by zawołała mnie, gdy skończy, na co kiwa ochoczo głową. Biegnę do mojego pokoju i odstawiam torebkę, przetrząsając ją wpierw w poszukiwaniu telefonu. Kiedy w ręce wpada mój smartfon, odblokowuję go, natychmiastowo wchodząc na Rivenger. Wchodzę w ulubioną konwersację i relacjonuję mojej ulubionej Melanii całe spotkanie, wyjaśniam przy tym zajście i powód spotkania, kończąc na obwieszczeniu, że poza telefonem w torebce odnalazłam również zwinięty świstek, a w nim ciąg cyferek. Wszystko układa się w piękną całość, więc wpisuję do kontaktów nowy numer, podpisuję go jako Ophelia i wracam do konwersacji z panią Martin.
     Pani Martin: Mówiłam ci o tym, że zaprosił mnie na randkę?
     Pani Singiel: Że kto?
     No tak, nasze przepiękne pseudonimy świadczą o jednym — to Mel ma większe powodzenie w licealistów, aniżeli ja mam u kogokolwiek.
     Pani Martin: Aiden!
     Biorę trzy porządne wdechy, zanim odpowiadam na wiadomość. Nie, nie, nie, błagam, nie! Tylko nie nasi najlepsi przyjaciele, boże kochany.
     Pani Singiel: Aiden Martin, twój krasz numer jeden i właściwie to najgorętszy kapitan ze wszystkich kapitanów szkolnych drużyn umówił się z tobą?
     W odpowiedzi przysłała mi jedynie serduszko, co potwierdza moją wiadomość. Nieświadomie uśmiecham się pod nosem, przechodząc do rozmowy z Theo.
     Porażka: Cześć, przegrywie, zgadnij, kto umówił się z Aidenem.
     Mija kilka minut, zanim chłopak zdobywa się na odpowiedź.
     Przegryw: Nie pierdol.
     Porażka: Serio, boże. Nie wiem, jak to teraz będzie.
     Przegryw: Musisz mi potem opisać, jak przebiegła randka.
     Porażka: Że co?
     Przegryw: Już was shipuję, omg.
     Porażka: Ale…
     Porażka: ...to Mel. Melania się z nim umówiła. Me-la-nia.
     Przybijam sobie mentalnego facepalma, zaskoczona totalnym idiotyzmem Przegrywa, któremu Mel dudniła od początku roku szkolnego o jego przyjacielu. Coś w rodzaju “Aiden ma kogoś?”, “A teraz się z kimś spotyka?” i tak dalej.
     Przegryw: AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
     Śmieję się nieco głośniej, niż powinnam, bo mama słyszy mój mały napad. Otwiera drzwi i dość karcącym tonem pyta, co się dzieje, bo aktualnie rozmawia przez telefon i jej przeszkadzam. Przewracam oczami i kontynuuję rozmowę z idiotycznym Theo. Piszemy jeszcze kilka chwil, w końcu żegnając się, bo chłopak jedzie na trening łyżwiarstwa figurowego. Jego pasja jest przeurocza. Jeszcze raz wdaję się w rozmowę z Mel. I takim sposobem wplątuję się w odwiedziny i pomoc w przygotownaiu jej na randkę. Obiecuję jej jeszcze jedną rzecz, lecz już teraz zaczynam żałować, że wciąga mnie w tak głupi i ryzykowny plan. Wybieram numer Ophelii.
     — Halo? — słyszę po drugiej stronie.
     — Cześć, Oph — witam się, jakbyśmy widziały się kilka dni temu, a nie godzinę. — Mam sprawę. Byłyśmy dzisiaj w tej kawiarni, pamiętasz? No to… miałabyś ochotę na wyskoczenie tam jeszcze raz? Chodzi mi o coś ważnego.
     — Hmm… tak, jasne, mogłabym, tylko kiedy?
     — Sobota, na szesnastą — wyjaśniam. — Moja przyjaciółka ma randkę, a jest zbyt miękka, żeby być sam na sam z chłopakiem. Chodzi o to, żebyśmy usiadły gdzieś daleko nich, tak w razie czego. Rozumiesz mniej więcej? Wchodzisz w to?

OPHELIA?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz