8 lut 2019

Od Louise cd. Theo

          — Nie — prycham. — Wszystko trafi do szefowej i cię wyleje, bo obsypałeś mnie JEJ mąką za JEJ ciężkie pieniądze. Albo i nie, bo to nie jej mąka, a ona wiele nie robi. Właściwie to nie robi nic — dodaję, śmiejąc się cicho. — Tak na marginesie, od pół roku mamy zepsutą maszynę do lodów i posługujemy się zamrażarką, bo komuś nie chce się ruszyć tyłka i zamówić, no nie wiem, kogokolwiek…
          Z racji, iż przez cały ten czas byłam odwrócona do Theo, nawet nie zauważam, że właśnie na kogoś wpadam. Ten ktoś przewraca się, a ja runę na ziemię już kilka sekund później. Po krótkim masowaniu głowy i zniknięciu czarnej plamy sprzed oczu zauważam, kim była ta osoba.
          — Powtórzyłabyś, czym pochwaliłaś się przed kolegą? — pyta, nie szczędząc złośliwości. — Chyba, że ja mogę to zrobić w gabinecie u Venice…
          Boże, dlaczego ona zachowuje się jak dzieciak skarżący na wszystko, co się rusza?
          — Zajmij się swoją pracą — odpieram, kątem oka spoglądając na Theo. — No chodź, Theo, musimy wrócić na kasę.
          I odchodzimy, olewając złośliwe uwagi padające z ust dziewczyny.
          Przy ladzie czeka na nas przepracowana dziewczyna, która, na całe szczęście, wybacza nam naszą małą nieobecność i nawet nie pyta o resztki mąki na naszych włosach i ubraniach. Na całe szczęście tamten klient już wyszedł, podobnie jak inni, którzy obecni byli przy tamtej aferze. Reszta zmiany idzie raczej dobrze, więc żadne z nas nie ma żadnych problemów, choć co kilka chwil spoglądam w jego stronę, aby upewnić się, że wszystko jest dobrze. I chyba jest, bo zawsze albo posyła mi uśmiech, albo mruga znacząco. Na koniec dnia pokazuję mu naszą rutynę. Ku mojemu zadowoleniu, zdążył poznać niektóre dziewczyny, więc teraz żegna się z każdą charakterystycznym machnięciem. Jedyna Gabriella patrzy na niego spod byka, jakby szykując się do ataku. Gdy rozwiera usta, do kuchni wchodzi Venice, w jednej dłoni trzymając stos papierów, drugą zajmują inne kartki, zaś telefon podtrzymuje sobie ramieniem, powtarzając coś w rodzaju “Nie, nie, nie, ale nie, naprawdę nie, tak, ale to tak, dobra, rozumiem, jutro?, pojutrze?, dobrze, dziękuję, chwila moment, dlaczego tak?” i tak dalej. W końcu rozłącza się, wpatrując się w nas w milczeniu.
          — Właściwie to nie wiem, od czego zacząć, bo mam dla was dwie wiadomości. Dobrą i taką… średnio dobrą, zależy, jak kto to odbiera i czy jest jakoś nerwowy. — Odkłada wszystkie papiery na szafkę obok, nie zauważając nawet, że jest brudna. Ktoś z tyłu chichocze. — Po pierwsze, to… och, cholera! — Podnosi dokumenty, potrząsając nimi delikatnie. — Mniejsza z tym, mam kilka kopii. Kontynuując, po pierwsze, dostaniemy nowe sprzęty od szefostwa tego wyższego. To znaczy, do kawy, do lodu przede wszystkim, hm… — przerywa, kątem oka patrząc na kartki — ...i coś tam jeszcze. Znacie zmiany w zespole, Muffin musiała odejść, więc Gabrielle od dziś pełni jej fukcję, a Renee jest naszą baristką. Z racji, że na takich zasadach miejsce na kasie jest, a właściwie było wolne, podjęłam decyzję o zatrudnieniu nowego pracownika. Na pewno zdążyłyście poznać Theo, mam nadzieję, że wywarł na was tak takie wrażenie, jak na mnie. Przejdźmy do drugiej kwestii. Wyszła taka sytuacja, że niedługo przybywa do nas wizytacja. Sama nie wiem dokładnie, kim są ci wizytatorzy, ale to ponoć ważne osobistości i mamy dać z siebie wszystko. Na dodatek bardzo się opłaca, bo wszyscy dostaniemy premie, jeżeli tamci wyjdą zadowoleni. Skład zespołu i miejsca pracy oczywiście nie ulegną zmianie na ten czas, wszystko będzie tak, jak dziś — informuje. — Błagam, pokażmy się od najlepszej strony. Zero komplikacji, zero wpadek i czysty profesjonalizm, cukiereczki. Dobra, przepraszam, że zajęłam wam czas i zapewne niektórzy właśnie spóźniają się na autobus, ale musiałam wam powiedzieć. Ach, i ta cała wizytacja odbędzie się dokładnie w piątek koło piętnastej. Z racji, że to na załamaniu dwóch zmian, wszyscy pracujecie od ósmej do momentu, gdy wizytatorzy opuszczą lokal. Przykro mi, takie zasady są narzucone z góry, a niezbyt przyjemnie będzie, gdy nagle wszyscy zaczną się wymieniać. Nie martwcie się, za swój cenny czas dostaniecie trochę pieniędzy.
          Cała nasza grupa salutuje, choć wcale nie cieszę się z ów wizytacji i myślę, że podobne odczucia mają inni współpracownicy. Wizja pracy do tej godziny przyprawia mnie o mdłości.
          Z lokalu wychodzimy o piątej.
          — W tej oto kawiarni postawiłam kawę Noah — wspominam, wskazując na budynek, z którego właśnie wychodzimy. — Jakie to było niezdrowo romantyczne, czuję, że zaraz zwymiotuję. A phi!, wtedy nawet nie wiedziałam, że będziemy razem. Nawet upiekłam mu cholernie niedobre rogaliki, a ta kawa była chyba na przeprosiny, ale nie pamiętam do końca, to było taaak dawno. Oho… — Wzdycham, czując wibracje w kieszeni. — O wilku mowa. — Przepraszam Theo cicho i odbieram, relacjonując mu całą sytuację. Nieco gniewa się za to, że wciąż mnie nie ma, bo dzisiaj umówiliśmy się, a ja tylko przepraszam i mówię, że sprawy potoczyły się osobliwie, więc musimy zrezygnować. Czuję, że jest zły, ale nic nie mówi i po prostu rozłączamy się w ciszy. Próbuję połączyć się z nim jeszcze kilkukrotnie, ale w końcu poddaję się, patrząc na kolegę smutnym wzrokiem. — Czasami go nie rozumiem. Tak, jest świetnym chłopakiem, ale to… to Noah. Dobra, dobra, już cię nie zanudzam, po prostu źle się czuję — wyjaśniam. — Masz ochotę gdzieś wyskoczyć? Może nie na kawę, bo Venice zdenerwuje się, że wybieramy inne kawiarnie. Sugeruję… szczerze mówiąc, nie wiem co. Ale jeżeli się zgodzisz, coś wymyślimy.

THEO?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz