22 lut 2019

Od Conrada do kogoś

Na opko, może odpisać parę osób. Chętnie popiszę Conradem!!!!
Szarpnąłem smycz i bezgłośnie zakląłem pod nosem. Terminator postanowił, że zaprzyjaźni się z kolejną osobą na ulicy. Niestety, ludzie nie rozumieli, że wielki pitt bull, z obciętymi uszami, śladami po walkach, i masywnej budowie nie jest zagrożeniem. Mała spała w wózku, co uznałem za cud przy panującym zamieszaniu. Terminator ponownie szarpnął.
- Termin! Noga! - Syknąłem wkurzony i szarpnąłem lekko smycz. Pies lekko zwiesił ogon, ale wrócił do mnie.
- Dobry pies, idziemy już - Mruknąłem i ruszyłem, pchając wózek po nierównym chodniku. Naprawdę, nie wiem, jak to dziecko śpi przy takiej nawierzchni, ale niech jej sen trwa najdłużej. Była dzisiaj dość długo w parku wiec miała prawo się zmęczyć. Zajechałem pod drewnianą bramę mojego ogrodu i sięgnąłem po klucze. Te, miały inne plany. Wypadły mi z głośnym brzękiem i wylądowały u moich nóg. Wdech i wydech. Kucnąłem po nie i powoli podniosłem, starając się zachować resztki godności. Szybko otworzyłem furtkę i wpuściłem psa, zamykając za nami bramkę. Odpiąłem Terminatora i pozwoliłem mu na szybki obchód ogrodu. Zaparkowałem wózek pod daszkiem i kucnąłem, patrząc na śpiącą twardo małą, która w zabawny sposób osunęła się na bok i całe swoje ciałko powierzyła pasom. Uśmiechnąłem się i delikatnie rozpiąłem klamerki, unosząc ciałko i opierając je o bark. Cicho mruknęła, ale spała dalej. Otworzyłem drzwi i cicho zamknąłem, upewniając się, że pies wszedł razem ze mną. Zsunąłem buty i po cichu ruszyłem do sypialni, która znajdowała się za różowymi drzwiami. Ułożyłem młodą na poduszce i delikatnie zdjąłem jej buty i spodnie, zostawiając rajstopki i koszulkę. Jak się obudzi, to będzie do przebrania. Zamknąłem drzwi i odetchnąłem. Chwila dla taty. Poszedłem do siebie i przebrałem się w luźne spodnie i koszulkę. Teraz mogłem odpocząć. Podszedłem do lodówki i zamarłem. Pustka, no tak. Klepnąłem się w czoło i jęknąłem. Nie mam nic, kompletnie nic. Dobra, szybka wycieczka do sklepu nic mi nie zrobi. Podniosłem portfel i złapałem parę materiałowych toreb. Terminator usiadł na swoim posłaniu i patrzył na mnie leniwie.
- Nie gap się, bo nie urośniesz. Pilnuj młodej, za chwilę wracam - Mruknąłem i zamknąłem szybko za sobą drzwi. Najbliższy sklep był oddalony o 3 minuty drogi samochodem. Odpaliłem szybko pojazd i wyjechałem na drogę. Nie byłe fanem wolnej jazdy, szczególnie kiedy się spieszyłem, ale okolica była pełna małych dzieci i zwierząt, wiec starałem się jechać najwolniej, jak tylko się dało. Zajechałem na parking i wyleciałem z samochodu, zamykając za sobą drzwi. Sklep jak to sklep, całe szczęście nie był zatłoczony. Złapałem wózek i pojechałem do alejek, które mnie interesowały. Świerze warzywa i owoce? Bierzemy. Pieczywo? Zapakowane. Powoli zbierałem wszystko, czego potrzebowałem. Zatrzymałem się obok półki ze słodyczami i uśmiechnąłem do siebie. Tabliczka czekolady nikogo nie skrzywdzi. Ułożyłem słodycz na czubku zakupów i ruszyłem w kierunku kasy, zatrzymując się jeszcze obok zamrażarek i wybierając lody. Potem mrożonki, mięso dla Terminatora. Wyszedłem obładowany ze sklepu po dobrych dwudziestu minutach. Załadowałem wszystko i...
- Przepraszam! Upadł panu! - Podbiegła do mnie młoda dziewczyna i z uśmiechem podała mi mój portfel. Jezu. Zamarłem i uśmiechnąłem się.
- Złoto z ciebie kobieto! Poczekaj... Ile mam ci dać za uczciwość? - Otworzyłem przedziałka i uniosłem dwa banknoty w powietrze.
- Oj nie trzeba, naprawdę! Po prostu proszę przekazać dobry gest dalej - Uśmiechnęła się szeroko. Była młoda, zdecydowanie za młoda jak na mnie. Kiwnąłem głową i wsiadłem do samochodu. Mogłem pojechać do domu, bez karty, dowodu i prawka. Super. Wytoczyłem auto z parkingu i ruszyłem do domu. Ulice powoli robiły się puste, co dawało mi możliwość nabrania prędkości. Złapałem torby i szybko wmaszerowałem do domu. Terminator ślizgał się po panelach i machał ogonem, a z sypialni wyjrzała mała głowa.
- Tato? - Zaspany głosik zapytał cicho.
- Tak słońce? Musiałem jechać na zakupy, chcesz kolacje?
- Poproszę... Miałam sen! O kucyku... Był caaały różowy - Opowiadała z zachwytem i sennością na twarzy.
- O, i jak go nazwałaś?
- Kucyk!
- Cudownie! I jeździłaś na nim? - Podniosłem torby i ruszyłem do kuchni, dźwięk małych nóg podążał za mną, a za małymi topami pojawiły się cztery łapki.
- Tak, był miły. I byłam księżniczką i... - Dalsza opowieść mi się trochę urwała, bo zająłem się rozkładaniem zakupów.
- Co byś zjadła na kolacje? - Uśmiechnąłem się i nalałem wody do niskiej szklanki. Upiłem łyk i westchnąłem.
- Kanapkę...
- Z papryką?
- I pomidorkiem! - Pisnęła i starała się wgramolić na krzesło.
- Poczekaj, spadniesz - Dźwignąłem dziewczynę i oparłem ja sobie na biodrze.
- Tatusiu! Mogę ci pomóc? - Położyła delikatnie rączkę na moim policzku i przejechała lekko.
- Tak, co kłuję cię?
- Tak - Zachichotała, a ja ruszyłem głową, drapiąc delikatnie jej małą rączkę. Pisnęła i odsunęła się.
- Nieee, drapie! Drapie! - Pisnęła i zaśmiała się głośno.
- Och tak? I co my z tym zrobimy? - Zaśmiałem się i odstawiłem Daphne na jej krzesło. Sięgnęła po jedną z lalek na stole i zaczęła się nią bawić, kiedy ja „bawiłem się” w kucharza. Postawiłem przed dziewczynką talerz pełen małych kanapek i warzyw. Z uśmiechem wepchnęła jedna do buzi i zaczęła walkę z kolacją. Usiadłem ze swoją porcją jedzenia i co chwila odpychałem głowę psa, która zalegała mi ciężko na kolanach i zalewała udo śliną. Kiedy kawałem papryki pofrunął i wylądował na mojej twarzy, zamarłem.
- Daphne...
- To nie ja - Uśmiechnęła się niewinnie.
- A kto?
- Terminator! - Wskazała na psa, który aktualnie koczował obok jej talerza.
- Mhm... Już zjadłaś, jak rozumiem?
- Tak - Zeskoczyła z krzesła i ruszyła raźnym krokiem do pokoju.
- A umyć się nie trzeba?
- Ale z bąbelkami?
- No tak, a, jak inaczej? I tym truskawkowym żelem - Ruszyłem do łazienki i naszykowałem jej kąpiel. Umyła zęby, licząc każdą sekundę na małym zegarku na zlewie, który miał określać czas na umycie zębów. Kiedy toaleta zakończyła się sukcesem, mogłem ubrać ją w różową piżamkę i posłać do łóżka.
- Tatooo
- Mhm? - Wyplułem pianę z ust i opłukałem szczoteczkę. Umyję się, jak ona uśnie.
- Poczytasz mi?
- Tak, co byś chciała? Trzy świnki?
- Mhm - Podała mi książkę i szybko znalazła się pod kołdrą. Usiadłem na krawędzi łóżka i uśmiechnąłem się, widząc, jak Termin wskakuje na łóżko małej i wtula się obok niej do snu.
- Terminator też chce bajkę! - Krzyknęła sennie.
- Dobrze... - Czytanie nie zajęło mi długo, bo istotka usnęła w parę sekund. Zgasiłem światło i pocałowałem ją delikatnie w czoło. Kolejny dzień za nami mała. Podniosłem się i wyszedłem z pokoju, zostawiając lekko uchylone drzwi. Pies miewał potrzeby nocnych spacerów i nie chciałem, żeby obudził małą. Usiadłem w swoim pokoju i otworzyłem laptopa. Parę maili i jeden bardzo ważny dokument. Powoli przepracowałem wszystko. Oczy męczyły się od światła komputera, a plecy powoli bolały od skulonej pozycji. Wygiąłem się w tył i cicho jęknąłem, słuchając, jak kręgi wracają na swoje miejsce. Muszę pobiegać, i tak nie usnę, wiec może odrobina sportu mnie zmęczy. Zamknąłem komputer i wyszedłem do korytarza. Zajrzałem jeszcze do pokoju, w którym spała młoda. Cichy oddech i mruczenie psa upewniły mnie w spokoju. Założyłem buty sportowe i wyszedłem zamykając drzwi na klucz. Powolnym krokiem zacząłem biec w kierunku miasta. Miałem dużo czasu, żeby się zmęczyć. Zatrzymałem się pod jakimś przystankiem i przysiadłem na ławce łapiąc oddech.
- Wszystko okay?
- T.. Tak kondycja nie ta, co kiedyś - Mruknąłem i podniosłem głowę.
<ahoy>

+10 PD

1 komentarz: