23 lut 2019

Od Conrada Cd Sarah

Pokręciłem głową i odszedłem, siadając na drewnianej ławeczce, cały czas patrząc, jak młoda uparcie stara się utrzymać na koniu w kłusie. Pokręciłem głową i sięgnąłem po telefon. Praca niestety męczyła mnie nawet tutaj. Miałem maila od zarządu. Potrzebowali się spotkać. No to się spotkają. Odpisałem z najbliższym terminem i wysłałem, upewniając się, że podałem dobre godziny. Schowałem telefon do kieszeni i wróciłem do obserwowania Daphne. Mała dzielnie podnosiła tyłek i starała się coś na tym koniu robić.
- Dobre, to przejdziemy do stępa – Na słowo stęp, koń samoistnie zwolnił kroku. Uśmiechnąłem się. Niby ostatnio siedziałem na koniu jakieś .... Jezu z 6 lat temu, ale tego się nie zapomina. Mała miała miłość do zwierząt po mnie... Wszystko, co dobre miała po mnie. Uśmiechnąłem się sam do siebie na ten mentalny komentarz i patrzyłem jak zachwycona, schyla się do strzemienia i stara się dotknąć uszu konia. Jazda zakończyła się szybko, jednak oprowadzanki nie miały sensu na trwanie dłużej. Podszedłem do Sarah i pomogłem małej zsunąć się z siodła. Kiedy tylko jej nogi dotknęły ziemi, momentalnie znalazła się obok trenerki i chciała jej pomóc odprowadzić zwierzę do boksu. Ta zrozumiała szybko, że jest na przegranej pozycji i ruszyła, podając kawałek uwiązu małej. Spokojnie ruszyłem za nimi, zatrzymując się co jakiś czas przy boksie. Jedna kobyła ufnie wystawiła głowę i cicho chrumknęła.
- Hej – Sięgnąłem i podsunąłem dłoń po chrapy konia. Delikatne szuranie warg po dłoni i język zlizujący sól przywołały mi wspomnienie, z okresu świeżo po zerwaniu z Dani. Moja pierwsza dziewczyna wkręciła mnie w stajnię i pomogła mi znaleźć pracę w jednej z wielu prywatnych ośrodków. Bycie stajennym, to chyba idealne zajęcie dla młodziaka, który potrzebuje się zmęczyć. Jedna z klaczy była szczególnie do mnie przywiązana. W sumie to nie wiadomo czemu, ale zawsze była obok mnie. Na padoku? Chodziła obok płotu, kiedy wywoziłem taczki na stertę gnoju. Ścielenie? Znowu pojawiała się obok mojej osoby. Uśmiechnąłem się na wspomnienie kobyły, to były jednak inne czasy. Ale to ona jako pierwsza uczyła mnie jazdy, i to ona pokazywała mi, gdzie jest moje miejsce, jeśli robiłem coś źle. Ilość gleb, jakie zaliczyłem, nie była czymś, czym mogłem się pochwalić.
- Okay, Tata tu jest, oddaję Daphne – Sarah znalazła się obok mnie z młodą, która dzielnie niosła marchewkę.
- To dla ciebie! - Władowała mi warzywo w dłoń.
- Uch, dziękuję słońce. Mogę dać tej? - Wskazałem na bok kobyły, która mnie zaczepiła.
- Tak - Trenerka kiwnęła głową i czekała. Przesunąłem marchew i cmoknąłem lekko na konia. Głowa ponownie pojawiła się i złapała marchew, głośno chrupiąc.
- Tatusiuuu, a możemy przyjechać jutro? - Daphne ziewnęła.
- Jutro niestety nie kruszyno. - Schyliłem się i podniosłem małą. Oparłem ją sobie na biodrze i lekko zakołysałem.
 -Ale ja cem - Wymamrotała w moje ramię.
- Ale masz jutro przedszkole, a ja mam pracę. Zobaczymy, ale najpóźniej za tydzień dobra? -Zapytałem i pocałowałem blond czuprynę. Cichy pomruk zgody dał mi do zrozumienia, że dziecko jest już wyczerpane.
- Odniosę ją do samochodu - Wyszeptałem w kierunku trenerki i powoli ruszyłem do auta. Ruszyła za nami bez słowa. Sadziłem małą w foteliku i zapiąłem pasy. Zamknąłem cicho drzwi i wyjąłem portfel z kieszeni spodni, stając z dziewczyną twarzą w twarz.
- Ile płacę?
- Co? Nic mi nie płacisz, nie biorę pieniędzy, nie tutaj - Pokręciła głową.
- Daj spokój, zużycie sprzętu, konia i twojego czasu, dwadzieścia? Sam wiem, jak to wychodzi z oprowadzankami, niby nic się nie robi, a człowiek się namęczy.
- Jeśli już tak bardzo chcesz, to symbolicznie - Przekręciła oczami. - z resztą, Daphne zawsze może przyjechać i mi w czymś pomóc. Dla niej to przyjemność, a my możemy potraktować to jako zapłatę. - Uśmiechnąłem się na te słowa.
- Małe dziecko to ci tu więcej problemów narobi, niż pomoże, nie okłamujmy się. Wiem, czym to pachnie. Będziesz robiła więcej niż niania albo inna osoba... - Znów się uśmiechnąłem i podałem jej banknot, który wzięła i schowała do kieszeni.
– Wcale nie – fuknęła. – Daphne mogłaby karmić konie, czyścić i wyprowadzać, a przynajmniej te moje, są idealne dla dzieci. A przynajmniej Jinx, Joko jest trochę nazbyt energiczna. Nie skreśla jej to, zupełnie nic nie zrobiłaby Daphne. To mądre zwierzęta.
Pokiwałem głową.
- To nie chodzi o zwierzęta, chodzi o mnie. Nie chcę, żeby się jej coś stało. Po prostu, no wolałbym, żeby robiła jakieś mnie niebezpieczne prace na razie okay? Bez prowadzania koni samodzielnego i takiego typu. Nie ujmując ci odpowiedzialności. Widziałem, jak się kiedyś skończyła przygoda małej dziewczynki z koniem. Musiałem ją potem ratować, bo ją przeciągnął po betonie. Robiłem przy koniach wiec... No po prostu proszę o spokój z młodą. - Uśmiechnąłem się i oparłem tyłkiem o maskę samochodu.
- Jasne, wszystko rozumiem, nie dałabym jej nawet od razu konia do ręki, wszystko jej przyjdzie z czasem, wiadomo. Po prostu tu nigdy nikt nie zagląda, fajnie czasem widzieć, że komuś sprawia przyjemność obcowanie z moimi zwierzętami, wiesz, o co chodzi. - Kiwnąłem głową.
- Wiem, Daphne kocha zwierzęta, więc tego ci na pewno nie zabraknie. Dobra uciekam, bo terminy gonią. Dam ci mój numer, to może mi podeślesz, kiedy masz czas? - Uśmiechnąłem się i wystawiłem rękę na pożegnanie.
- Pewnie. Pracuję codziennie w stadninie od siedemnastej do dwudziestej drugiej, więc jak mam czas, to przed południem. Jeszcze się dogadamy. - Uścisnęła mi rękę. I Nie wykonała, żadnego ruchu, żeby zapisać sobie jakoś mój numer.
- To... Może zapiszesz sobie? Czy ja mam zapisać twój i tak wyjdzie? Któregoś dnia, sam bym chętnie się przejechał. Niby 6 lat nie siedziałem w siodle, ale to jak z jazdą na rowerze...
<?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz