15 lut 2019

Od Odette C.D Adam

     Paręnaście następnych minut miałam w głowie jedynie to, dlaczego Adam właśnie opuścił restaurację. Nie mogłam skupić się na obowiązkach, z rąk wylatywało mi wszystko po kolei, od talerzy po środki do czyszczenia blatów, dlatego przerwa była wręcz obowiązkowa, jeśli nie chciałam płacić za szkody. Odetchnęłam cichutko, zdjęłam z bioder fartuch i zaszyłam się we własnym umyśle, który podpowiadał mi tysiące myśli, które naprowadziłyby mnie na otrzymanie autentycznego wniosku dotyczącego wyprawy Adama. I wcale nie musiałam poświęcać ku temu tak dużo czasu, jak przewidywałam — właściciel restauracji na pewno poszedł do mojej przyjaciółki. Innej opcji nie było. Przecież przed chwilą o tym rozmawialiśmy, wydawał się na tyle przejęty, że byłby w stanie zrobić to od raz. Założyłam więc kurtkę, chcąc obronić się przed chłodem na zewnątrz, i nerwowym marszem powiodłam w kierunku akademika oddalonego o co najmniej parę kilometrów. Obok mnie przejeżdżała masa autobusów, które mogłyby przetransportować mnie do miejsca znacznie bliższego mojej uczelni. Ale po co, przecież miałam nogi! Dopiero po chwili uzmysłowiłam sobie, że wybranie pojazdu byłoby naprawdę inteligentnym posunięciem.
     Nerwowo grzebałam w kiszeni za pękiem kluczy, nie rezygnując przy tym z nieustannego kierowania się naprzód. W końcu stanęłam przed drzwiami, czemu zawtórowało ciche skrzypienie, a w drugiej chwili dwie pary oczu wlepiły się we mnie równocześnie. Nie było tam tylko Adama. Towarzyszyła mu Jamie, na której widok dosłownie zdębiałam, ale nie na widok jej twarzy, a raczej wyrazu płynącego z oczu. Żadna nienawiść. Pogarda też nie. Odczytałam tylko znajome, ciepłe spojrzenie, zbierające we mnie miłe, acz zaskakujące uczucie.
     Adam rzucił uśmiechem.
     - Odette, kto by się tu ciebie spodziewał! — mówił niewinnie, na co zmrużyłam brwi nieznacznie.
     - Przeszkodziłam w czymś? — Zastygłam w miejscu, patrząc na nich, a oboje zerknęli na siebie w lekkiej konsternacji. 
     - Nie, w niczym. — Odezwała się Jamie i to bez żadnego przepływu arogancji. Był to spokojny, nic niesugerujący głos. — Właściwie to... — Podeszła na parę kroków, redukując odległość między nami. 
     Powinnam przecież się domyślać, o co jej chodzi.
     Że chce się ze mną pogodzić.
     Ale w iskrze wątpliwości nadal żywiłam obawy i odnosiłam wrażenie, że wszystko, co mówi, ma obrócić się zaraz przeciwko mnie. Wiedziałam jednak, że takie podejście nie pomoże w żaden sposób, dlatego zdusiłam emocje w gardle. Kiedy uśmiechnęła się do mnie, poczułam, jak cała złość, wrażenie złudzenia ucieka i pozwala wrócić na miejsce radości oraz uldze. 
     - Właściwie to...? — Oddałam uśmiech, lecz był tak słaby, że zaraz całkowicie zniknął. 
     - Chciałam przeprosić za wszystko. — Wydukała, nie spuszczając ze mnie wzroku. Na jej twarz wylał się cały żal. Zobaczyłam gorycz, bezbrzeżny smutek, który kazał mi myśleć, że żałuje swoich decyzji. 
     - Ja też nie byłam w porządku. — Westchnęłam.
     - Zamknij się, proszę, to ja postąpiłam okropnie. — Stara, dobra Jamie. 
     Zaniosłam się chichotem i pokręciłam bezwiednie głową, po czym korzystając z małej odległości, zagarnęłam ją w swoje objęcia.
     - Dobrze, już dobrze — szepnęłam, gdy poczułam, jak emocje targnęły jej plecami w niewyraźnym, tłumionym szlochu. — Przecież ci wybaczam. — Swoim spojrzeniem uciekłam teraz na Adama i rzuciłam mu wdzięczny, ciepły uśmiech, który odwzajemnił, widocznie dumny z siebie. Musiał być też skonsternowany tą sceną. 
     Gdy Jamie się ode mnie odczepiła, wiedziałam już, co mam robić. Ruszyłam w kierunku Adama. 
     - Jestem ci bardzo, bardzo wdzięczna — zaczęłam, a ręce złożone miałam jak do modlitwy. Wywrócił oczami i dalej pozwolił mi mówić, wysłuchując ton słówek pokroju „dziękuję” i „jesteś najlepszy”. Odzyskując Jamie, poczułam wypełniającą mnie radość i ukojenie, a optymistyczny umysł z powrotem dawał ogromną nadzieję na cudownie budującą się w moich rękach przyszłość.
     - Nie masz za co. Zależy mi na tym, żebyś się uśmiechała i była szczęśliwa. — Jego oczy zabłysły. 
     To było naprawdę słodkie z jego strony.
     Czułam, że na moich policzkach pojawiają się rumieńce, lecz szybko to zignorowałam.
     - Cóż, teraz cię przepraszam, ale... — Mój uśmiech zaczął się poszerzać. — Muszę spędzić trochę czasu z Jamie, a z tobą się jeszcze skontaktuję. Mam z nią sporo do obgadania. — Mrugnęłam mu na pożegnanie i nim zorientował się, że został wypchnięty za drzwi, zamknęłam mu je przed nosem z uśmieszkiem. 
     Potem odpychając się od wyjścia, z powrotem pojawiłam się przy Jamie. Nie było już tej dziwnej atmosfery, która wpychałaby pomiędzy nas niezręczną, wręcz irytującą ciszę, a została tylko ta przyjemna, spokojna. Dziewczyna nie mogła się powstrzymać długi czas i już lada moment opowiadała mi o wszystkim, co przytrafiło jej się ostatnimi czasy — musiała tłumić to długi, długi czas. Usta jej się nie zamykały, mówiła o losowych facetach, z którymi baraszkowała na imprezach, a poza nimi były to przypały na uczelni. Nie zabrakło również pytania o Adama, jakie mnie delikatnie zawstydziło. Zbyłam je milczeniem i marną wymówką „nie gadajmy, bo zaczyna się serial”, byleby upewnić się, że nie zacznie z powrotem tego tematu. 


***

     Do pracy wróciłam jeszcze przed zamknięciem, w sam raz na rozpoczęcie ostatniej zmiany. Tłumy zupełnie zniknęły, pozostało jedynie paru nocnych klientów albo elegancko przebrane pary ulokowane w romantycznych kątach lokalu. Cichym krokiem skierowałam się do biura, a w nim siedział skupiony Adam, przeglądając zestawienie zapewne z całego miesiąca. Uniósł na mnie wzrok, ale nic dotąd nie powiedział. 
     - Przepraszam, że wtedy cię tak wyprosiłam... — szepnęłam, siadając na skraju jego biurka, co nie wymknęło się jego uwadze. — I dziękuję ci jeszcze raz.
     - Spokojnie, nie jestem obrażony. — Uśmiechnął się zawadiacko, nie odciągając spojrzenia od moich oczu. 
     - Nie? Może jednak poudajesz obrażonego, a ja będę mogła wtedy cię jakoś udobruchać? 
     Dłonią sięgnęłam pierwszego guzika od jego białej, oficjalnej koszuli, rozpinając go.


Adam?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz