26 lut 2019

Od Tylera C.D Althea

    Znałem go. Tak. Był to mój partner biznesowy. Zawsze korzystał z tego, że gdy odprawiałem jakąś kochankę, albo była ona dla mnie bardzo problematyczna, to ten od razu brał ją pod swoje ciężkie skrzydła. Jednak z jedną było inaczej. Julie sama do niego lgnęła.
     - Może trochę grzeczniej? Nie jesteś u siebie, a u mnie i nie powinieneś podnosić głosu na moją kobietę - powiedziałem chłodno, nie siląc się na żadne zbędne uprzejmości. Sam z nich nie korzysta, to i ja nie muszę. Szczególnie wtedy, kiedy podchodzi ze mną z wyjątkową agresją.
     - Oh, już, przepraszam, urażony paniczu - parsknął pogardliwie, spoglądając na zegarek, by jeszcze bardziej podkreślić to, jak ma mnie gdzieś. Chwilę później podniósł wzrok. - To jak, Tylerek. Może mała wymiana? Trochę pieniążków za tą piękną panią i ja będę miał uciechę, a ty problem z głowy.
    Prychnąłem.
     - Nie. Jest moja i nie powinieneś jej dotykać nawet jednym palcem - powiedziałem ostro w jego stronę i objąłem Altheę w pasie, przyciągając ją bliżej siebie. Wręcz wbijając w moje ciało. Nie wiem, jakie były jej uczucia. Czy wolałaby zostać ze mną, czy też odejść z tym facetem. W tej chwili szczerze mówiąc średnio mnie to obchodziło, jak nie wcale.
     - Serio? Od samego początku, jak cię zobaczyłem, miałem wrażenie, że jest dla ciebie ciężarem. - Uśmiechnął się pod nosem, podchodząc bliżej. Nie spuszczał wzroku z dziewczyny. - Więc może mi ją oddasz, a sobie znajdziesz lepszą, hmm?
     - Jesteś zbyt pewny siebie - stwierdziłem, nie zmieniając ostrego wyrazu swojej twarzy. - Już usłyszałeś moją odpowiedź i nie zamierzam ani jej powtarzać, ani też zmieniać. - Rozejrzałem się dyskretnie po sali. Nikt zbytnio nie zwracał na nas uwagi. Pewnie myśleli, żę prowadziliśmy zwykłą, niezobowiązującą rozmowę. I dobrze. Lepiej, żeby było tak, niż inaczej.
     - A może dasz zadecydować swojej pięknej kobiecie, hmm? W końcu to powinna być jej decyzja, z kim chce się puszczać. - Uniósł jedną brew. Podpuszczał mnie, nie dość, że to widziałem, to do tego dobrze to czułem i wiedziałem, jakie kroki zamierza dalej poczynić.
    Westchnąłem ciężko, delikatnie gładząc Altheę po plecach. Powoli traciłem chęci na tę bezsensowną rozmowę. Całe szczęście, że dziewczyna milczała i nie wyglądała, że chce dodać od siebie jakieś parę groszy do rozmowy.
     - To ja za nią decyduje w tej sprawie - warknąłem już lekko zdenerwowany. Jego plan szedł w dobrym kierunku. - Dałbyś sobie spokój może, co? Nie dostaniesz jej.
     - Jak się nią znudzisz, to owszem. Albo będzie tak samo, jak z Julie. Nadal u mnie siedzi, wiesz? Chcesz się z nią spotkać? - Uśmiechnął się do mnie szyderczo.
    Zacisnąłem mocno jedną pięść. Fakt, że Julie uciekła do niego po trzech latach znajomości ze mną, doprowadził mnie do szewskiej pasji. a kłótnia, którą odbyliśmy przed jej odejściem, nadal siedzi w mojej pamięci. Trochę tego żałuję, fakt, ale nikt nie jest niezastąpiony. Już znalazłem zamiennik na jej miejsce i nie potrzebuję słyszeć o niej zbędnych słów.
     - Nie wspominaj mi nawet o tej dziwce - mruknąłem pod nosem. - I wybacz, ale muszę się teraz oddalić - dodałem po chwili bardziej opanowanym głosem i już odwracałem się do niego plecami, gdy ten dodał ironiczne i wypowiedziane z udawaną skruchą pytanie:
     - Poruszyłem drażliwy temat, co?
    Nie odezwałem się już. Nawet się też nie zatrzymałem. Jedynie pociągnąłem dziewczynę za nadgarstek, siląc się na delikatność i podszedłem razem z nią do stołu z przekąskami. Chwyciłem jedno ciastko z kremem kokosowym i wsadziłem je sobie do ust, powoli przeżuwając.
     - Wszystko w porządku? - Poczułem dłonie Althei, delikatnie zaciskające się na moim ramieniu. Pogładziła je czule, jakby wdzięczna, że nie oddałem jej w łapy tego gacha. Jednak ja, wyraźnie znerwicowany, pospiesznie strzepałem jej dłoń ze swojego ramienia.
     - Tak - westchnąłem ciężko. - A z tobą jak? - Zerknąłem na nią kątem oka.
     - Jest dobrze - powiedziała cichym głosem, spuszczając wzrok na swoje stopy. Chwilę później spytała tym samym tonem. - Kim dla ciebie była Julie?
    Westchnąłem ciężko. Kolejny raz słyszę od niej to pytanie, jednak inaczej sformułowane. Szczerze mówiąc nie miałem ochoty na głębsze zagłębianie się w moje relacje z kobietą, która już od dawna jest moją przeszłością, dlatego też odparłem zdawkowo:
     - Kochanką z dużym stażem i doświadczeniem.
     - Chyba nie tylko…
     - Coś ty się taka kuźwa ciekawska zrobiła? - warknąłem na nią groźnie, uważając na to, by nikt z towarzystwa nie zwrócił mi na to uwagi. - Nie wtrącaj nosa w nieswoje sprawy i idź zajmij się czymś pożytecznym. Ja muszę ochłonąć.
    Wtedy też bez słowa od niej odszedłem, zostawiając ją samą. Sam poszedłem po wielkich jak w pałacu schodach na górę. Tam szybko trafiłem na swój stary pokój, gdzie zamierzałem spędzić dzisiejszą noc. Oczywiście miejsce w łóżku obok mnie zagrzeje Althea, bo jakżeby inaczej, jednak jeszcze jej o tym nie mówiłem. Mogła się domyślić, że na noc nie wróci do swojej obskórnej i jebiącej żulami kamienicy. Wyglądała ona na gorszą porażkę, niż jaką byli niektórzy moi biznesowi przeciwnicy. Naprawdę, kurwa, od dawna nie widziałem brzydszej budowli, jednak przestańmy się nad tym rozdrabniać.
    Pierwsze, co zrobiłem, to ściągnąłem marynarkę z ramion i rzuciłem ją niedbale na schludnie pościelone łóżko. Wyglądało ono tak, jakby rzeczywiście domownicy oczekiwali mojego przyjścia. Chociaż fakt, często tu sypiam, więc tak zadbany i zawsze wysprzątany pokój to nic niesamowitego. Chwilę później na mojej marynarce wylądował krawat, a za nim reszta mojej garderoby. Gdy zostałem w samych bokserkach, złapałem za ręcznik, który leżał nieopodal. Kąpiel, szczególnie długa i wyjątkowo gorąca, mogła dobrze i skutecznie ukoić moje nerwy. I właśnie taki też miałem zamiar.
    Nie spieszyłem się. Nalałem wody do wanny w łazience, która była połączona z moją sypialnią i dolałem tam miętowego płynu do kąpieli. Zaraz potem zanurzyłem się po szyję w wodzie, rozkłądając ręce na prawie całym oparciu. Westchnąłem z ulgą. W końcu chwila dla siebie. W końcu mogę odpocząć od tłoku ludzi z fałszywymi uśmiechami i też tych, którzy denerwowali samą obecnością.
    Siedziałem tak chwilę w ciszy, gdy nagle usłyszałem kroki dochodzące zza drzwi. Ktoś coś rzucił na łóżko, za zaraz potem złapał za klamkę od łazienki. Zaraz potem drzwi uchyliły się, a w ich framudze dostrzegłem Altheę, której na policzkach rozkwitł rumieniec zaraz po tym, jak mnie zobaczyła.
     - P-przepraszam, m-mogłam pukać - wyszeptała cicho, odwracając wzrok. Parsknąłem cicho na tę jej reakcję i pokręciłem głową.
     - Nic się nie stało. Może się do mnie przyłączysz, hmm?


< Althea? >

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz