10 lut 2019

Od Thomasa cd. Bellamiego

Z chłopakami jeszcze spotkałem się dwa razy. Tak jak mówiłem, dodaliśmy basy i przyspieszyliśmy rytm, darując sobie spokojny początek. Muzyka była gotowa dzień przed bitwą. Zabrałem ją zgraną na pendrive i zadzwoniłem do Bellamiego, a raczej do jego menadżera, że wszystko jest gotowe i będę jutro pół godziny przed walką. Tak jak powiedziałem, tak zrobiłem. Wsiadłem na motor i pojechałem na podany mi wcześniej adres. Budynek znajdował się trzy kilometrów od mojego domu, miejsc na parkingu było dużo, ale mało do wyboru. Czy widzowie już tak szybko się zebrali? Czy może się spóźniłem? Zajrzałem do telefonu, byłem idealnie wpół do. Zabrałem torbę i wszedłem do środka. Znalazłem mojego pracodawcę, który zaprowadził mnie do mojej mini pracowni. Tam wyłączyłem dźwięk na zewnątrz, by grał tylko w środku, czyli tam, gdzie się znajdowałem. Musiałem sprawdzić, czy wszystko gra. Ustawiłem wszystkie wskaźniki, by melodia była idealna, potem miałem jeszcze dziesięć minut spokoju. Bellami był u siebie, przygotowując się. O pełnej godzinie prezenter rozpoczął walkę. Pierwszy wchodził przeciwnik, był to wielki i umięśniony facet, z łysą głową. Gdy przyszła pora na mojego klienta, włączyłem muzykę i kontrolowałem. A potem… zaczęła się walka. Nie oglądałem tego z fascynacją, szczerze, to tylko rzucałem okiem. Nie lubiłem oglądać takich rzeczy. Mógłbym pójść po kawę, herbatę, ale miałem zasadę, ze przy sprzętach nic nie pije i nic nie jem. Walka trwała długo, a że mnie nie kręciła, bardzo mi się dłużyła. Koniec końców wygrał Bellami, a ja bałem się spojrzeć na ich posiniaczone ciała. Miałem złe wspomnienia. Zabrałem pendrive i poszedłem do swojego pracodawcy. Menadżer wypłacił mi ostatnią część kwoty komplementując, że muzyka była świetna, a ja pochwaliłem mężczyznę, że świetnie walczy. Potem mogłem wrócić do siebie.

end.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz