10 lut 2019

Od Tove cd. Bellami

Ślicznotko. Prychnęłam w duchu na to określenie.
-Tove. - Odparłam krótko uśmiechając się pod nosem. - Wracając do twojego pytania, trenować zaczęłam też jakieś 10 lat temu, ale w walkach siedzę trochę krócej.
-Nieźle. - Mruknął z podziwem i spojrzał na mój medal. - Wygrałaś?
-Na to wygląda. - Zmrużyłam oczy. - Może dasz się wyciągnąć na jakiegoś zwycięskiego drinka?
-Chyba mnie namówiłaś. - Uśmiechnął się. Dodatkowa chwila odprężenia od obowiązków jeszcze nikomu nie zaszkodziła.
-To umawiamy się w Devilish Charm w Laville? Nie wiem, jak tobie, ale mi się przyda chwila na ogarnięcie po walkach. - Wywróciłam oczyma.
-Brzmi dobrze. Widzimy się za godzinę? - Zerknął na zegar cyfrowy, który wisiał za ringami.
-Mi pasuje. - Mrugnęłam i wcisnęłam mu swój numer telefonu za krawędź spodenek. - Zadzwoń jak będziesz na miejscu.
Wziął skrawek papieru i skinął głową z uśmiechem na ustach. Poszłam do szatni, gdzie przebrałam się w suche ciuchy i z torbą na ramieniu ruszyłam na parking, gdzie czekało na mnie moje audi r8. Wyjechałam z piskiem opon i po niecałych 20 minutach byłam już przed swoją kamienicą w Nashleen. Bez pośpiechu wzięłam gorący prysznic, nałożyłam szlafrok i usiadłam przy toaletce, żeby nałożyć makijaż. Następnie w garderobie skompletowałam czarny outfit, składający się z czarnego stanika łączonego przy pomocy złotych łańcuszków, na który nałożyłam krótką bluzkę z ciemnego, prześwitującego materiału. Całość uzupełniała krótka, skórzana spódniczka i botki na słupku. Prysnęłam się delikatnymi perfumami, założyłam kolczyki i w tym momencie usłyszałam dźwięk przychodzącego połączenia. Odebrałam.
-Jestem na miejscu. - Usłyszałam znajomy głos.
-Będę za chwilę. - Odparłam. - Możesz zająć jakieś dobre miejsce. Najlepiej przy barze.- Zanim odpowiedział rozłączyłam się. Zamówiłam taksówkę. Podałem adres i po 15 minutach dotarłam pod pub oświetlony na czerwono. Weszłam do mrocznego, jednak zachowującego swój klimat lokalu. Podążyłam do baru, który był urządzony w nowoczesny sposób. Zauważyłam ciemnobrązową czuprynę boksera, który właśnie obejrzał się za siebie i nasze spojrzenia się spotkały. Nie wykonał żadnego gestu, który miałby mnie poinformować, że zauważył moje przybycie. Mimo to, wiedziałam, że doskonale zdawał sobie sprawę, że taki gest będzie zbędny. Usiadłam obok niego i wyciągnęłam rękę do barmana. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na półki zapełnione alkoholami za plecami pracownika.
-Chciałabym napić się dobrego, białego wina. Najlepiej półwytrawnego. Jakie pan poleca? - Zmarszczyłam brwi.
-Moet&Chandon Nectar Imperia. Łagodny charakter i orzeźwiający smak. - Zerknął pytająco na mnie w oczekiwaniu na odpowiedź.
-Niech będzie. - Skinęłam. - A ty co pijesz, Bellami?
-Dla mnie będzie podwójna whiskey. - Zwrócił się bezpośrednio do barmana.
-Fan whiskey? - Uniosłam brwi w zainteresowaniu.
-Raczej fan mocnego alkoholu. - Prychnął. - A ty widzę, że preferujesz wino?
-Na początek jest idealne. - Zapłaciłam za swojego drinka. - Poza tym mam swoją małą piwnicę z winami i lubię wyszukiwać do niej nowe smaki.
- Interesujące. - Mruknął i złapał pierwszy łyk swojego whiskey. - Czym się zajmujesz na co dzień? Bo chyba nie jesteś zawodową bokserką?
-Niestety nie. Prowadzę firmę i parę innych interesów. - Odparłam dość wymijająco.
-Pani prezes. Czyli jesteś poważną panią bizneswoman? - Mrugnął do mnie.
-Tak. W pracy nie znam takiego słowa jak litość. - Uśmiechnęłam się i pociągnęłam jasny płyn z wysokiego kieliszka.
-Zabrzmiało groźnie. - Zaśmiał się. Chyba nie brał tego poważnie. Nieważne. To nie mój klient, ani wspólnik. 
-A ty jak zarabiasz na życie? - Odbiłam piłeczkę, jeśli chodzi o pytania.
- Jestem pieprzonym patomorfologiem. Trupy to moje życie. -  Odparł i rzucił mi wyzywające spojrzenie, jakby chciał mnie skłonić do jakiegoś komentarza.
-Martwi ludzie bywają bardziej przydatni niż żywi. - Westchnęłam i od razu pomyślałam o krnąbrnych dealerach, którzy nie potrafili pohamować swojego parcia na pieniądze, albo narkotyki.
-Dziwne stwierdzenie, jak na poważną panią prezes. - Zaskoczył go mój komentarz.
-Aktualnie jestem po prostu Tove. - Wyjaśniłam. Zamówiłam kolejnego drinka, tym razem coś mocniejszego i nasza rozmowa potoczyła się dalej. Kiedy coraz więcej alkoholu wypełniało nasze krwioobiegi, zaczęliśmy powoli rozluźniać ton naszej rozmowy. W pewnym momencie ruszyliśmy na parkiet, gdzie przy głośnej muzyce, zaczęliśmy tańczyć w dość gorący sposób. Nasze ciała ocierały się o siebie w wyniku działania alkoholu i za pewne duże znaczenie miał fakt, że Bellami należał do tych mężczyzny, których uważałam za atrakcyjnych. Po znacznej ilości piosenek, kiedy nasze ciała potrzebowały chwili odpoczynku, wróciliśmy do baru. Zamówiliśmy kolejne drinki.
-Chcesz wpaść do mnie i zwiedzić moją piwniczkę z winami? - Mruknęłam i uśmiechnęłam się pod nosem. - Potrafię też robić inne drinki.
-Mówisz? - Uniósł pytająco jedną brew. - Rozważę twoją propozycję po jeszcze jednej kolejce.
-Proszę bardzo. - Zamówiłam następne napoje procentowe.Wypiliśmy na jeden łyk.
-A kurwa! Co mi szkodzi, przekonałaś mnie. - Uśmiechnął się. - Jak impreza to do końca.
-Podoba mi się twoje podejście. - Wstałam od baru i ruszyliśmy do wyjścia. Będąc na chodniku, Bellami wyciągnął telefon, żeby zamówić taxi. Nagle poczułam szarpnięcie za rękę i mocne pociągnięcie do tyłu. Cholera.
- Drug Queen ty kurwo! - Usłyszałam zaćpany głos jakiegoś młodszego ode mnie mężczyzny. - Oddawaj moją forsę! 
-Kim ty jesteś bezmózgi ćpunie z ulicy? - Szarpnęłam się, ale nie zdołałam wyrwać z uścisku. W tym czasie Bellami zdążył zauważyć co się dzieje i przymierzył się na mojego napastnika. Wyjechał mu kopem z pół obrotu w plecy, tak, że facet, który mnie trzymał poluzował na chwilę uchwyt. Zdołałam się mu wymsknąć z objęć i z całej pety przygniotłam go do ściany budynku, przyduszając go przy pomocy łokcia. 
-Kim jesteś i kto cię nasłał? - Warknęłam. Mimo alkoholu, mój organizm wszedł w najwyższy stopień pobudzenia, dzięki czemu zachowywałam jasność umysłu i siłę. 
-Nie znasz mnie. - Wychrypiał. - Pracuję dla jednego z twoich piesków. Nie dał mi mojego hajsu za ostatni towar jaki rozprowadziłem, bo stwierdził, że nie dostał od ciebie.
-Jeśli tak stwierdził to pewnie sam wszystko wziął dla siebie. A jeśli ja o tym wiem to koleś już nie żyje. - Burknęłam. 
- Chudy Tim. - Mruknął tylko.
-On? - Wywróciłam oczami. - Stara sprawa. 
-To dostanę swoją kasę? - Wbił we mnie swoje przekrwione oczy.
-Gdybyś ładnie poprosił o wyjaśnienie sprawy? Owszem. Ale ty kurwa masz czelność napadać na mnie na środku ulicy. - Kopnęłam go w jaja. - Spierdalaj! I ciesz się, że nie oberwałeś bardziej.
-Mam pytanie. - Usłyszałam głos Bellamiego. Spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami. - Mogę mu jeszcze raz dowalić?
-Proszę, jeśli sprawi ci przyjemność obijanie takiego śmiecia... - Popchnęłam tego nieudacznika w kierunku ciemnowłosego. Ten wyprowadził kilka ciosów w brzuch i twarz mężczyzny, po czym go odepchnął. Ćpun uciekł, wiedząc, że nic nie wskóra. Mógł jedynie przegrać więcej. Przyjechała nasza taksówka. Otrzepałam się, poprawiłam fryzurę i wskazałam na pojazd.
-Nadal masz ochotę mnie odwiedzić? - Uśmiechnęłam się pod nosem. 
                                       Bellami? Beznadziejne wiem, ale ciężko mi się jeszcze wczuć w Tove :(

+10 PD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz