28 lut 2019

Od Ophelii Cd Charlie

Uśmiechnęłam się. Odwaga znajomej dziewczyny była zdecydowanym przeciwieństwem jej zachowań. No ale podobno przeciwieństwa najlepiej się trzymają.
Popatrzyłam, na niewielki plac zabaw, nieopodal naszego miejsca pobytu.
- To może tam? Możemy się pohuśtać? - Zaproponowałam.
- Dobra - Wzruszyła lekko ramionami i powoli ruszyła w kierunku zabawek.
- Ej no ale do niczego nie zmuszam?
- Nie... Będzie okay - Uśmiechnęła się lekko. Kiedy doszłyśmy do małej furki, pchnęłam bramkę, puszczając Charl przodem. Podeszła do huśtawek i niepewnie spojrzała na plastikowe siedzenia.
- Co jest? - Podeszłam, przeskakując nad kałużą.
- Są mokre - Przyznała. Sięgnęłam do kieszeni, wydobywając paczkę chusteczek.
- Od czego ma się mnie? - Podeszłam i bez zbędnych ceregieli wytarłam jej siedzenie, po chwili wycierając też, to, na którym planowałam siedzeń.
- Dziękuję
- Nie ma za co, serio. Jestem tu by służyć.
- To brzmi jak jakiś dziwny religijny slogan - Przyznała. Wzruszyłam ramionami i zamarłam. To możliwe.
- Być może jest. Nie wiem, nie byłam w kościele od... Od roku? Chyba jakoś tak. Nie lubię kościołów. - Przyznałam i odepchnęłam się od ziemi, pozwalając ciału płynąć w powietrzu.
- Nie wierzę w takie rzeczy, nie ufam temu. To jakiś chory ludzki wymysł. Nie zrozum mnie źle, bo tak, każdy wierzy, w co chce, ale czy nie wydaje ci się to dość absurdalne? Sama nie potrafię uwierzyć w siebie, a co dopiero mówić tu o siłach nadprzyrodzonych. Mówię teraz o chrześcijaństwie, bo to najczęściej maglowane jest w moim domu, Charlie, idź do kościoła, Charlie, odmów paciorek. Problem w tym, że to wszystko wygląda zbyt podejrzanie. Ilekroć prosiłam Boga jeszcze za dziecka, by tata wyzdrowiał i by wszystko było dobrze. Tylko po co, skoro wszystko się posypało? Straciłam wiarę i nie odzyskam jej, bo to bezsens i wytwór wyobraźni. Już nie mówię o kościele, który ma swoje zasady, kto normalny każe dzieciakom chodzić do kościoła co tydzień i w każde święto, spowiadać z prywatnych spraw księdzu co miesiąc i śpiewać jak najgłośniej, a na dodatek znać każdą modlitwę perfekcyjnie? To czysty idiotyzm, a ludzie wciąż w to wierzą. - To było jedno z najdłuższych zdań, jakie kiedykolwiek wypowiedziała w moim kierunku. Zamarłam i słuchałam z lekko rozchylonymi wargami. Kiedy skończyła, przymknęła lekko oczy i odepchnęła się mocno.
- Oh wow... Bez urazy, ale nigdy cię przez tak długi czas nie słyszałam... Ale rozumiem. W sensie... Nie chcę ci tu mojego życiorysu opowiadać, ale byłam wychowana w sekcie. I tylko to znałam przez dobre dwadzieścia lat. To było... Tak byłam układana, na idealną żonę. Dziwię się, ze mnie nie wydali za nikogo w wieku 17 latu, jak pierwszy raz „Zakwitłam” - Wykonałam myślniki palcami i prychnęłam z idiotyzmu sprawy.
- Jakim cudem tu jesteś? - Dalej huśtając się, Charl odchyliła w moim kierunku głowę, lekko zamazywała mi się przez nie skoordynowany ruch huśtawek.
- Uciekłam, spodobałam się jakiemuś chłopakowi z miasta i postanowił, ze mnie wyciągnie. Nie był to długi związek, ale zawdzięczam mu wolność. Problem pojawił się, kiedy... No... No nagle się okazało, że jednak mnie nie kręcą faceci - Przyznałam szybko i odchyliłam głowę do tyłu.
- Naprawdę? - Pytanie wydawało się szczere.
- Mhm, Alex był miły, do momentu jak nie chciałam mu czegoś dać. Potem się zrobił... Agresywny. Więc uciekłam. No, a to, że jednak wolę kobiety trochę mi ułatwiło ucieczkę, wiesz... Nie czułam nic do niego poza wdzięcznością... Od tamtego momentu nie byłam w sumie w związku, trochę mnie przerażają. Mam wrażenie, że mam na sobie jakąś skazę, że moje pochodzenie naprawdę dużo znaczy – Wzruszyłam ramionami i pisnęłam, bo okulary nagle zsunęły mi się z nosa i poleciały do tyłu. Zahamowałam gwałtownie i starałam się opanować sytuację.
<Charl?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz